Panie Boże… jak to jest, że kolejny rok za nami i nie skończyła się pandemia? Jak to jest, że w tym roku spędziłem święta samotnie? Jak to jest, że zmarła mi babcia? Jak to jest, że nie potrafię znaleźć nici porozumienia z pracodawcą? Jak to jest, że współpracownicy dają mi w kość? Jak to jest, że nie znalazłem sobie drugiej połówki? Jak to jest, że nie potrafię rozeznać powołania? Jak to jest, że stale upadam? Jak to jest, że kolega uczy się lepiej ode mnie? Jak to jest, że…

Pędzę przez życie często doświadczając różnych wydarzeń. Na wiele z nich nie mam zupełnie wpływu, co sprawia, że niejednokrotnie popadam we frustrację, w irytację, w zdenerwowanie. W końcu mam poczucie totalnej beznadziei, bezradności, bo rzeczy, które się dzieją, kompletnie mnie przerastają. Do tego są niezależne ode mnie i w gruncie rzeczy nie mam na nie wpływu. Staram się żyć godnie, czynię dobro wokół siebie, a mimo tego stale spotykają mnie jakieś przykrości, jakieś zło czy cierpienie.

To zupełnie przeczy wszelkim prawom logiki, bo skoro czynię dobro, to jakoś powinno ono do mnie wrócić. Mimo tego zdaje się nie „wracać”. Jaki więc jest sens czynienia dobra? Jaki jest sens tych wszystkich przeciwności? Jaki jest sens tego cierpienia, które doświadczam? Życie zdaje się nad wyraz nielogiczne, co więcej, można nawet stwierdzić, że niesprawiedliwe, skoro staram się czynić dobro, a w zamian otrzymuję coś zupełnie odwrotnego. Do takich wniosków mogę dojść, kiedy za bardzo chcę zracjonalizować swoją rzeczywistość i podejść do niej w sposób „handlowy”, albo kiedy żyję tym, czego nie ma. A przecież moje życie nie jest formą handlu, gdzie ja daję światu to, a on w zamian da mi tamto; „ja dam tobie uwagę, a ty mi okażesz zrozumienie”… Moje życie to nieustanne teraz i na nim muszę się skupić.

Carpe diem

Jest takie powiedzenie autorstwa Horacego: „Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie…”. Carpe diem – chwytaj dzień… To powiedzenie wbrew pozorom jest nacechowane bardzo mocno chrześcijańskim przesłaniem, chociaż autor nie był wyznawcą Chrystusa. Nie mogę skupiać się na rzeczywistości, która nie jest ode mnie zależna. Mogę natomiast uchwycić się tego, na co mam wpływ, tego, co dzieje się przeze mnie teraz, oddać się temu w pełni, na sto procent.

Po co jednak mam robić cokolwiek dobrego, skoro nie wiem, czy dobro do mnie wróci? A gdyby tak odwrócić to pytanie: dlaczego miałbym NIE robić czegoś dobrego? Dlaczego miałbym nie kupić bezdomnemu czegoś do zjedzenia? Dlaczego miałbym nie pouczyć się nowego języka? Dlaczego miałbym nie posłuchać pracodawcy? Dlaczego miałbym nie przeprosić, skoro zawiniłem? Zastanawiam się często nad tym, po co miałbym coś robić, a nie myślę wcale o tym, dlaczego miałbym tego nie zrobić.

Czasami warto zastosować nieco inny sposób patrzenia, nieco inną logikę, może właśnie tą „nielogiczną” logikę, żeby lepiej móc przyjąć to, co daje życie, to, co daje Pan Bóg. Czas zacząć patrzeć na świat niekonwencjonalnie. To pomoże tak najzwyczajniej w świecie lepiej żyć, bo nie będę już spędzał czasu nad gdybaniem: a po co to, a do czego to. Dopiero wtedy zacznę skupiać się na tym, by faktycznie żyć pełnią życia, która jest przygotowana na teraz, na dzisiaj, na ten moment, na tę chwilę.

Wczoraj? Jutro? Dzisiaj!

Jutro napiszę tę pracę zaliczeniową, pojutrze poczytam książkę, w niedzielę wyjadę w odwiedziny do dziadków. Bardzo dobrze bawiłem się wczoraj na urodzinach, ten wyjazd w wakacje był naprawdę udany, pamiętam te gry i zabawy z sąsiadami na naszej ulicy w dzieciństwie. Raz żyję tym co będzie, innym razem zaś tym, co było i tak lawiruję między przeszłością a przyszłością. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na teraźniejszość? Przecież to, co wczoraj, już minęło. Jutro nie należy do mnie, bo jeszcze nie nadeszło. Tylko dzisiaj jest moje, tylko „teraz” jest moje i mogę je jakkolwiek spożytkować. Co więcej, w teraźniejszości mogę spotkać się z Bogiem, bo w niej może odbijać się wieczność. To w niej jestem w stanie zdziałać cokolwiek. To teraz mogę się pomodlić, to teraz mogę pomóc człowiekowi, w którym spotkam Boga, to teraz mogę posłuchać drugiego, teraz… Chcąc chwytać dzień trzeba robić to teraz, bo nie chwycę dnia, który dopiero będzie, ani tego, który już minął. Chwytam dzień, to znaczy żyję tym, co jest teraz.

Nie gdybaj, tylko żyj!

Bardzo często miewam ochotę pomyśleć nad tym, „co by było gdyby”, co gdybym postąpił inaczej, co jeśli wygrałbym na loterii, co jeśli jutro czegoś nie zrobię. Takie gdybanie nad rzeczywistością, która nie miała miejsca, która nie ma miejsca i która dopiero może mieć miejsce, jest na swój sposób wygodne i przyjemne, ale powoduje to, że nie ma przestrzeni na życie tym co teraz. Jesteśmy uwikłani w to, co już było lub coś, czego jeszcze nie było. „Jak wyglądałoby moje „dziś” bez popełnienia głupiego błędu?”. Co daje mi takie gdybanie? Absolutnie nic! Trzeba umieć przyjąć konsekwencje swoich decyzji z przeszłości, wyciągnąć należyte wnioski, a nie biadolić i rozpamiętując przeszłość, „gdybać” nad alternatywnym biegiem zdarzeń.

Dlatego nie skupiaj się nad tym, jak bardzo niesprawiedliwe jest życie, jak nielogiczne ono jest, skoro dobro pozornie nie zawsze do nas wraca, tylko zacznij chwytać swój dzień, który jest postawiony przed tobą dzisiaj, tu i teraz, bez względu na okoliczności. Nie skupiając się na teraźniejszości, tym bardziej nie będziesz w stanie zauważyć dobra, które Cię otacza, które jest. Trzeba tylko się na nie uwrażliwić. To właśnie w teraźniejszości stykamy się z wiecznością, z Bogiem, Dawcą wszelkiego dobra.

kleryk Kamil Szczurek