Formacja duszpasterska

Formacja duszpasterska stanowi integralną cześć całego procesu wychowania do kapłaństwa. Alumni w ramach tej płaszczyzny formacyjnej z ochoczym sercem angażują się w niesienie pomocy drugiemu człowiekowi, zwłaszcza chorym i cierpiącym. W głównej mierze przejawia się to w licznych duszpasterstwach, które działają na terenie Krakowa od kilkudziesięciu lat. Pole działania w tym zakresie jest bardzo szerokie.

Obecnie działa w naszym seminarium sześć duszpasterstw, które obejmują różne środowiska:

  • Kleryckie Koło Caritas jest organizacją, dzięki której część alumnów wykonuje dobroczynnie liczne akcje.
  • Braterstwo chorych, które działa w dwóch parafiach (Krowodrza i Kurdwanów), gdzie klerycy wraz z osobami chorymi i niepełnosprawnymi uczestniczą we Mszy Świętej, a następnie spotykają się na kręgu biblijnym, aby rozważać Słowo Boże. Dwa razy do roku odbywają się rekolekcje adwentowe i wielkopostne, a w styczniu następuje szczególny dzień, kiedy klerycy organizują spotkanie opłatkowe w seminarium. Braterstwo pomaga chorym i niepełnosprawnym w integracji ze swoim środowiskiem. Szczególnie akcentowany jest rozwój duchowy i religijny, nad którym czuwają kapelani i klerycy.
  • Duszpasterstwo dzieci niewidomych i słabowidzących, są to spotkania organizowane co tydzień dla dzieci ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. W czasie tych spotkań poruszane są tematy odnoszące się do wiary.
  • Duszpasterstwo więzienne polega na cotygodniowym wygłaszaniu katechezy w więziennym radiowęźle w krakowskim Areszcie Śledczym przy ul. Montelupich 7. Działalność seminarzystów w tej placówce jest odpowiedzią na wymagania stawiane przez Kościół, które wynikają ze wskazań uczynków miłosierdzia co do ciała, czyli ,,więźniów pocieszać”. Nauczanie osadzonych pomaga im zrozumieć popełnione w życiu błędy, a także uwierzyć w miłość Boga.
  • Hospicjum św. Łazarza w Krakowie – Nowej Hucie jest jedną z najpiękniejszych form wolontariatu, gdyż klerycy odwiedzając osoby ciężko chore przynoszą ze sobą radość, która pomaga im odżyć na nowo i znaleźć ulgę w cierpieniu, z którym muszą się zmagać.
  • Duszpasterstwo w domu dla seniora realizuje się przede wszystkim w odwiedzaniu przez alumnów ludzi w podeszłym wieku zapewniając im modlitwę, pogawędkę i śpiew. Rozmowy dotyczą najczęściej tematów aktualnych na świecie, postaci biblijnych czy świąt, związanych z rokiem liturgicznym. Ważnym momentem jest śpiew piosenek religijnych, podczas których podopieczni czują ogromną radość.

Troska o chorych

Perełką duszpasterstwa jest troska o chorych, szczególnie o osoby doświadczone długotrwałą chorobą, kalectwem lub upośledzeniem oraz wynikającymi z tego ograniczeniami – opuszczeniem i samotnością. Klerycy z wielką ochotą angażują się w wolontariat. Tego typu inicjatywa realizowana jest w Domu Opieki Społecznej przy ul. Nowaczyńskiego 1 w Krakowie, a także w wielu prywatnych krakowskich domach. Alumni dwa razy w miesiącu odwiedzają przydzielonych im pensjonariuszy, aby towarzyszyć im przy wspólnym odmawianiu modlitw m.in. różańca świętego, koronki do Bożego Miłosierdzia; a także służyć rozmową, śpiewem i szczerym uśmiechem. To wszystko sprawia, że osoby w podeszłym wieku nie czują się opuszczone i zawsze mogą liczyć na wsparcie ze strony wolontariuszy, którzy do nich przychodzą. Szczególną pomocą okazują się alumni pełniący urząd akolity, którzy
z należytą czcią pielęgnują zanoszenie Komunii Świętej chorym.

Seminarzyści systematycznie chodzący do chorych pokazują swoim świadectwem jak bardzo miłosierne i współczujące jest oblicze Boga i Jego bliskość.  Wzorem Jezusa Chrystusa nie domagają się w zamian niczego.

Dla samych kleryków odwiedzanie tych miejsc jest szkołą wrażliwości na ludzkie cierpienie.

Cała działalność duszpasterska od samego początku charakteryzuje się miłosierdziem okazywanym drugiemu człowiekowi. Troska o innych polega na naśladowaniu Jezusa Chrystusa, który głosząc przykazanie miłości bliźniego szczególną troską otaczał chorych.


Świadectwa alumnów

Dom Seniora

„Jezus głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości wśród ludu”

Mt 9,35

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

W duszpasterstwie Domu Spokojnej Starości pod Dębami w Lusinie jestem już 2 lata, razem z pięcioma kolegami. Ta posługa wśród chorych i cierpiących była i jest dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem w moim powołaniu do kapłaństwa. Nie można go bowiem odrywać od prawdziwego, wypełnionego Bogiem człowieczeństwa, którego uczą mnie właśnie pensjonariusze tego domu. To oni wzbogacają mnie swoim podchodzeniem do cierpienia zakotwiczonego w miłości do Chrystusa. To oni są nauczycielami i świadkami modlitwy. Zawsze, gdy przyjeżdżamy, by odprawić nabożeństwo różańcowe, drogę krzyżową czy też odśpiewać pełną wzniosłości litanię loretańską czy do Najświętszego Serca Jezusowego, spotykamy się nie tylko z radosnym zaangażowaniem, ale też i ogromem wdzięczności wyrażonej w słowach: „dobrze, że jesteście, księża”, „chcemy więcej”, „dziękujemy z całego serca”, ale też i bez słów, przez pocałunek ręki, uścisk czy uśmiech i płacz wzruszenia. To też pokazało mi, jak ważna w życiu jest wdzięczność, ale też jak istotne jest zauważanie małych gestów miłości, dostrzeganie tego, że Bóg działa w tej naszej szarej codzienności. To dzięki tym ludziom zrozumiałem w praktyce, że trzeba cieszyć się z małych rzeczy i na nowo przypomnieć sobie słowa Chrystusa: „Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Łk 10,21).

Być takim Bożym prostaczkiem, w prostocie serca spotykać się z Bogiem – taką drogę wskazują mi mieszkańcy Domu pod Dębami.

Na koniec chciałem prosić o modlitwę za tych wszystkich, którzy przebywają w tym domu –oni tej modlitwy potrzebują w swoim zmaganiu z cierpieniami i ciężkimi chorobami – a także podzielić się krótką refleksją o tajemnicy ludzkiego cierpienia

Cierpienie tylko w Chrystusie ma sens, a to dlatego, że On odkupił nas przez nie, ale też i samo cierpienie odkupił. On połączył cierpienie z miłością (por. Salvifici doloris, św. Jan Paweł II).

Nie zapominajmy o tym, że cierpienie jest obecne w naszym życiu. Wszystko zależy od tego, czy nadam mu Boży sens. Jest to najtrudniejsza z prawd, by w cierpieniu odkryć Boży wymiar. Nie chodzi tu o cierpiętnictwo, ale o wypełnienie każdej naszej chwili Bogiem, nawet tej pełnej goryczy, smutki i bólu. I tego właśnie uczą mnie mieszkańcy Domu pod Dębami.

kleryk Mateusz Zbroja, rok IV

Hospicjum Świętego Łazarza

Do Hospicjum Świętego Łazarza zacząłem chodzić od października tego roku akademickiego. Gdybym miał streścić w jednym słowie to, z czym można się tam spotkać, byłoby to słowo “oczekiwanie”. W hospicjum pomoc medyczna nie ma na celu wyeliminowania choroby, lecz towarzyszenie osobom chorym w ostatnim stadium ich ziemskiej wędrówki., Gdy zostałem przydzielony do tego duszpasterstwa to wyzwanie budziło mój lęk i w sumie on nadal trwa, jednak nie jest już taki sam jak na początku.

O czym mówić? Co tam robić? Jak należy się zachować? Pod tym względem hospicjum jest miejscem, do którego trudno się jeździ, bo do końca nigdy nie wiesz, jakie sytuacje cię w nim spotkają. Mimo to każde odwiedziny tego miejsca, dają coś cennego, coś od czego możesz uczyć się życia. Na samym początku wspomniałem o oczekiwaniu, całe to miejsce żyje oczekiwaniem: chorzy oczekują często na odwiedziny swojej rodziny, przyjaciół, kontaktu z ludźmi, oprócz tego oczekują na zabiegi, spacery, co trwa do czasu, kiedy jeszcze mogą to czynić, do momentu, w którym są jeszcze tego świadomi. Ich najbliżsi, przyjaciele oczekują wsparcia nie tylko dla swoich chorych, ale i dla samych siebie. Oczekują obecności – takie jest więc nasze główne zadanie w Hospicjum – bycie obecnym, bardziej słuchanie niż mówienie, czasami krótka, prosta modlitwa na przykład koronka do Bożego Miłosierdzia, uśmiech i powaga, gdy potrzeba.

W hospicjum zawsze, przynajmniej mnie, towarzyszy smutek, aby na miejscu się uśmiechnąć muszę wcześniej nastawić się na to psychicznie. Robię w czasie podróży tramwajem, mam wtedy trochę czasu, ponieważ hospicjum znajduje się w Nowej Hucie, co przekłada się na dość długi dojazd. Tak czy inaczej, wychodzę wzbogacony w budujące doświadczenia, chociaż są często przykre. Mam nadzieję, że duszpasterstwo w Hospicjum Świętego Łazarza będzie uczyło mnie pokory, szacunku i odwagi w kontaktach z ludźmi, którzy są umierający, starzy i cierpiący.

kleryk Szymon Trzepaczka, rok III

Duszpasterstwo Dzieci Niewidomych

W czwartkowe wieczory klerycy naszego seminarium udają się do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących przy ul. Tynieckiej w Krakowie. Odbywają się tam spotkania, na które przychodzą wszyscy chętni. Poruszane są bardzo istotne kwestie dotyczące życia i religii (w formie podobnej do lekcji katechezy) o przeróżnej tematyce (cnoty i wady, przybliżenie postaci świętego lub uroczystość kościelna itp.). Dzieci bardzo lubią te spotkania i chętnie w nich uczestniczą. Są one bardzo otwarte i jeszcze żywsze, niż dzieci zdrowe, po prostu rozpiera je energia. Bardzo trudno jest utrzymać ich uwagę, chociaż potrafią słuchać i są bardzo spostrzegawcze. Trzeba więc dobrze przygotowywać się do każdego prowadzonego spotkania, by zachęcić je do aktywnego uczestnictwa. Dzieci bardzo lubią te nasze spotkania, chętnie na nie przychodzą i uwielbiają na przykład na nich śpiewać – zarówno kolędy, jak i pieśni wielkopostne czy inne.

Kilkakrotnie w ciągu roku jesteśmy również gościnnie zapraszani na wydarzenia organizowane przez Ośrodek. Są to na przykład przedstawienia teatralne Wieczór Jana Pawła II, w którym uczestniczyliśmy jako oprawa muzyczna, Wigilia czy Spotkanie Mikołajkowe.

Niesamowite jest to, że te dzieci, pomimo swojej niepełnosprawności, starają się żyć tak jak wszyscy Nie narzekają, uwielbiają się bawić, mają bardzo wiele zainteresowań. Żywo interesują się nami oraz naszym codziennym życiem.

Ich opiekunowie są dla nas wzorem cierpliwości oraz poświęcania się dla innych. Każdemu klerykowi bardzo potrzebny jest przykład tego, jak powinna wyglądać ofiara i służba dla innych, zwłaszcza potrzebujących.

Jeżeli chodzi o moje osobiste doświadczenia z tym duszpasterstwem, to muszę szczerze przyznać, że najtrudniejsze są w nim początki. Praca z osobami niepełnosprawnymi jest w swojej specyfice materią niezwykle delikatną. Dzieci są w stosunku do nas jeszcze bardziej wymagające, potrzebują więcej uwagi i skupienia, ale ich ogromna wdzięczność w pełni wynagradza nasz trud.

Niemniej dzieci te są bardzo wdzięczne – i swoim wychowawcom, których uwielbiają, i nam. Dzieci są nami tak żywo zainteresowane, że trudno czasem je przekonać, żeby zacząć spotkanie, ponieważ chcą porozmawiać, dowiedzieć się jak najwięcej. Bardzo żałują, kiedy nie ma spotkań i “wypominają nam”, kiedy ze względu na wakacje czy ferie nie widzieliśmy się przez dłuższy czas.

Uczestnictwo w tym duszpasterstwie pozwala spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, ponieważ dzieci niewidome postrzegają świat z zupełnie innej perspektywy. Bardzo dobrze przygotowuje nas to do prowadzenia katechez czy spotkań w grupach młodzieżowych.

kleryk Maciej Pawlik, rok V

O duszpasterstwie więziennym

Od czego w ogóle zacząć opowiadać o naszym duszpasterstwie? Chciałbym na początku samo doświadczenie wchodzenia do budynku więzienia (bo tak też w pewnym momencie mi się ono wyobraziło) porównać z docieraniem do konkretnego człowieka. Przed dotarciem do radiowęzła, z którego prowadzimy nasze audycje dla więźniów, musimy pokazać przepustkę albo zostawić dowód osobisty i telefon przy bramce wejściowej, gdzie stoi strażnik. Przechodzimy kolejno przez kilka zamkniętych bram, żeby już przy drzwiach do pokoju z radiowęzłem poczekać na jednego z więźniów, który się nim opiekuje i nam go otworzy. Wydaje mi się, że podobnie jest też z człowiekiem, prawdziwe spotkanie jest drogą, w której nie można iść na skróty. Trzeba na początku wzbudzić zaufanie i pokazać kim się jest, potem zostawić swój bagaż – punkt widzenia, tak jak nasz dowód, czy też rzeczy, które mogą nas zajmować podczas spotkania, jak wspomniany telefon – żeby nie ciążył. Następnie przejść przez kilka zamkniętych bramek, ale dopiero wtedy, kiedy nam zostaną otwarte, bo na siłę nie wejdziemy, żeby na końcu i tak poczekać na człowieka, który nam, już bezpośrednio, otworzy te ostatnie drzwi do miejsca, z którego będziemy mogli mówić. I mimo początkowych obaw i trudów samego przejścia (i w więzieniu, i podczas spotkania z człowiekiem) – warto.

W duszpasterstwie więziennym jest nas w sumie sześciu. Główną ideą przedstawienie podstawowych prawd wiary poprzez przygotowanie i wygłoszenie konferencji skierowanych do więźniów. I tak, w tym roku, mieliśmy konferencje o modlitwie Ojcze nasz, o Maryi i sakramentach świętych. Do więzienia chodzimy pojedynczo raz w tygodniu. Każdy z nas był odpowiedzialny za przygotowanie na poszczególny tydzień danej konferencji. Na początku naszej „katechezy” staramy się też powiedzieć, jak nam minął ostatni czas lub czy może coś ważnego lub wesołego się u nas wydarzyło, żeby postarać się pokazać, że przychodzimy do nich z ciepłym nastawieniem i (na ile to możliwe) dodać trochę otuchy i pogody ducha.

Dla mnie osobiście, doświadczeniem, z którym musiałem zmierzyć, było mówienie do osób, których bezpośrednio nie widzę i próba duchowego spotkania się z nimi, w niesprzyjających więziennych warunkach. Początkowo było to nietypowe uczucie, ale uświadomienie sobie że nawet jeśli tylko część z tych osób słucha naszych konferencji i znajduje w nich chociaż odrobinę dobrych myśli, nadziei, a może nawet iskrę do zmiany w tej dość specyficznej rzeczywistości mi pomagało. Myśl, że być może ktoś musi usłyszeć po raz pierwszy że Pan Bóg jest Ojcem, który (zwłaszcza w tym miejscu, gdzie obecnie jest) się nim opiekuje i stara się mu dać „chleb powszedni” a Maryja towarzyszy mu nieustannie w tej trudnej sytuacji, nadawała tym konferencjom sens i mimo tego, że nie widać osób, którym głoszę Słowo, to warto to je głosić.

Na koniec spotkania staramy się wspólnie krótko pomodlić. Czy to dziesiątką Różańca, czy jakąś inną modlitwą. Chcemy oddać Panu Bogu ten czas i te owoce, które rosną poza naszym zasięgiem. I to jest dla mnie osobiście też bardzo cenne doświadczenie – to, że nie widzimy bezpośrednio tych ludzi, tym bardziej wymaga od nas wiary, że nasza misja apostolska z dotarciem do nich i ich serc jest już po stronie Pana Boga i Jego łaski.

kleryk Radosław Korkosz, rok III