Jeżeli czasami żałuję, że nie urodziłem się wcześniej, to między innymi dlatego, że nie mogłem posłuchać na żywo księdza profesora Józefa Tischnera. Gdy stawiałem pierwsze kroki na świecie, on kończył swoją wędrówkę, wchodząc w jej ostatni etap – doświadczenie choroby. A jednak, po latach, jakoś się spotkaliśmy i spotykamy nadal.

Nadzieja rodząca tożsamość

To było w podstawówce, bodajże w piątej klasie. Wybrałem się z mamą do biblioteki w moim rodzinnym miasteczku. Oddawaliśmy sporo książek. Nasza sterta wyrosła obok innej. Na jej wierzchu znalazła się okładka, która – bardziej niż tytułem – przykuła moją uwagę zdjęciem sympatycznego górala. W ten sposób wypożyczyłem Historię filozofii po góralsku. Postacią ze zdjęcia okazał się być sam autor, ksiądz Józef Tischner. Wiele z tego, co znalazłem w środku, okazało się niezrozumiałe. Tym bardziej, nieco przekornie, zostało zainteresowanie i następna wizyta w bibliotece skończyła się złowieniem grubej biografii Tischnera autorstwa Wojciecha Bonowicza. Pochłonąłem ją w kilka wakacyjnych dni i zafascynowałem się nietuzinkową postacią: sylwetką najpierw człowieka, potem filozofa i wreszcie księdza – jeśli przyjąć jego własną kolejność w pojmowaniu swojej osoby. Nie tyle może hierarchię, co chronologię w odkrywaniu siebie.

Lepiej nie iść tutaj w kierunku streszczenia, w stronę kolejnego biogramu. Takie dane można znaleźć łatwo w Internecie i wielu publikacjach papierowych. Nie brakuje też nagrań, a to akurat niezmiernie ważne: ksiądz Tischner miał wielki dar przemawiania, dar zasiewania słowa w ludzkich sercach na różne sposoby – przez wykłady, kazania, wywiady. Co padło w jednej z takich rozmów? Wśród wielu cennych myśli warto zwrócić uwagę na krótką autocharakterystykę kapłana-uczonego z Łopusznej: „byłem analfabetą, jeśli chodzi o wiarę, analfabetą, jeśli chodzi o miłość, dawałem ludziom tylko nadzieję”. Tischnerowska bibliografia wskazuje choćby ten konkretny tytuł – Świat ludzkiej nadziei. Ale nie wyłącznie ów zbiór esejów – choć dość istotny dla szerszej recepcji myśli filozofa – lecz, co sam podkreślił, cała jego działalność rzeczywiście była naznaczona misją niesienia człowiekowi nadziei. Nawiasem mówiąc, może ksiądz Józef wspiera z miejsca wyższego od tatrzańskich grani to nasze pisanie – rzucanie drobnych ziarenek?

Nadzieja zakorzeniona w ludzkiej historii

Jak zatem Tischner siał nadzieję? Jak pomagał jej rosnąć? Patrząc na całokształt jego działalności, dobrą metaforą będzie chyba rozłożyste drzewo. Najpierw korzenie, czyli wspomniana wcześniej Łopuszna: tu dzieciństwo, później wiele chwil odpoczynku i pracy w bacówce na Sumolowej, wreszcie grób. W pobliżu Nowy Targ, gdzie liceum i wiele przyjaźni. A i więcej: Jurgów z rodzinnym domem matki i wspomnieniem lubianego dziadka, odwiedzany nieraz Ludźmierz – sanktuarium maryjne i kolebka Kazimierza Przerwy-Tetmajera – oraz wiele innych miejsc. Całe Podhale. Przestrzeń uczenia się wolności, ślebody, źródło budzenia jej w drugim. Góralski etos i tożsamość, których nie wolno sprowadzić do barwnego folkloru zamkniętego w muzealnej gablocie. Jest życie w całej pełni: honor i przywiązanie do ojcowizny. Strój, sztuka, muzyka i taniec wyrażają to, co tkwi w duszy człowieka trwającego na tej trudnej ziemi. Nierówne zmaganie z wymagającymi warunkami przyrody i historii czy też samo obserwowanie takiego doświadczenia – to wszystko było z pewnością szkołą nadziei. Na nią składały się wszystkie ścieżki życia Józefa Tischnera – najpierw studenta prawa, później kleryka i księdza oddanego nie samej filozofii, lecz również duszpasterstwu. Nadzieję dawał dzieciom i młodzieży, katechizowanym w Chrzanowie i u świętego Kazimierza na krakowskich Grzegórzkach. Potrafił zbudować więź uczniów ze sobą, podobnie jak świetnie trafiał później do przedszkolaków, dla których sprawował Msze święte i głosił kazania, a może bardziej prowadził z nimi rozmowy o Panu Bogu w kościele świętego Marka w Krakowie.

Nadzieja – cień, który jednak nie usypia

Dialog cechował jego podejście do świata. Nie zatrzymał się tu na teorii, przy czym nie wolno bagatelizować szczególnego miejsca należnego Tischnerowi w horyzoncie współczesnej refleksji. Jego filozofia dramatu, wyrosła na gruncie filozofii dialogu i nadająca jej nowe perspektywy, stała się także zasiewem nadziei dla głębszego zrozumienia złożonej egzystencji człowieka. Niemniej dialog był codziennością księdza profesora Tischnera. Nie zrażał się krytyką wobec właściwego mu wychodzenia ku poszukującym, wątpiącym, dalekim od instytucji Kościoła. Dawał cień ludziom zmęczonym ciągłymi utarczkami, osobistymi i społecznymi niepowodzeniami. Tischnerowskie drzewo pomagało w wytchnieniu, ale nie oszczędzało, gdy konieczna była reprymenda. Jak gałąź spadająca na rozgrzaną głowę były słowa, za które księdza Józefa spotkała krytyka ze strony wielu kolegów: „w moim życiu filozoficzno-kapłańskim nie spotkałem kogoś, kto stracił wiarę po przeczytaniu Marksa, Lenina, Nietzschego, natomiast na kopy można liczyć tych, którzy ją stracili po spotkaniu z własnym proboszczem”. Stwierdzenie kategoryczne i z pewnością bolesne dla kapłanów faktycznie angażujących się w duszpasterstwo i dających przykład wiary. Warto jednak się zastanowić, czy nie jest to wciąż mocna i słuszna przestroga dla duchownych oraz nas, rozeznających powołanie i przygotowujących się do kapłaństwa. Wszak nikt nie pozostaje wolny od pokusy pychy, samozadowolenia i tylu innych pułapek, które mogą odwieść człowieka od nadziei. Mogą zabić zaufanie, tak obficie czerpane ze spotkania z księdzem czy każdym innym człowiekiem spójnym, żyjącym zgodnie z głoszonymi przez siebie zasadami.

Nadzieja bez końca

Choć ksiądz Józef Tischner zmarł już ponad dwie dekady temu, jego myśl trwa i znajduje kolejnych odbiorców, jakby kolejnych rozmówców – uczestników dialogu, na którym tak bardzo mu zależało. Wymownym trzeba określić obraz, jaki towarzyszył ostatniej drodze filozofa w jego ukochanej Łopusznej. Jeden z żałobników stwierdził wówczas w krótkiej rozmowie, że nie przyjechał na pogrzeb, lecz na zmartwychwstanie. I coś w tym jest, bo zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią nie da się sprowadzić do ładnej kartki z wielkanocnymi życzeniami i bogatej liturgii. Ono przyjmuje konkretne wymiary w ludzkim życiu przez poszukiwanie i autentyczne spotykanie Boga i bliźnich, o czym ów człowiek, filozof i kapłan – siewca nadziei – przypomina nadal przez swoją twórczość, do której warto powracać.

kl. Michał Grzesiak