„«Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie?». «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy»” (Mt 18, 21-22). Przebaczenie dokonane w szczerości serca owocuje w późniejszym życiu, zmienia nasze myślenie i patrzenie na rzeczywistość. Pozwala zostawić sprawę, dając ulgę po zrzuceniu pewnego ciężaru. Przebaczenie dokonane tylko słownie, na szybko, nie dając sobie odpowiedniej ilości czasu, nie rozwiązuje problemu, a tylko go przykrywa następną warstwą niewidzialnego materiału. Jak prawdziwie przebaczyć? „Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4, 32).

Głęboki, wewnętrzny proces

Słyszymy często o przebaczeniu w mass mediach. Chwytliwe tytuły artykułów nieraz są zwykłym „clickbaitem”, są wypłukane z ich prawdziwej treści i zredukowane do chwytnych haseł typu: „przebacz, uwierz w siebie, zacznij działać”, „żyj w harmonii z naturą, ze sobą i z innymi”. To wszystko streszcza się do postawy: „uśmiechaj się zawsze i generalnie świat będzie piękny, wesoły i bezproblemowy”. Niestety, to nie działa jak magiczna różdżka, że jak się uśmiechnę, to będę szczęśliwy, jak powiem „wybaczam”, to oto dokonam heroicznego uczynku. Same gesty zewnętrzne tutaj nie wystarczą. Liczy się to, co mam w środku, co w sobie wypracuję. Jeśli stanę w prawdzie z samym sobą, jeśli zewnętrzne gesty będą odzwierciedlały stan mojego ducha, jeśli będę autentyczny w działaniach, a także wobec siebie samego, wtedy rzeczywiście będę szczęśliwy. I wtedy przebaczenie przyniesie dużą ulgę i uwolnienie, chociaż na pierwszy rzut oka mogę tego nie dostrzec.

Czym przebaczenie nie jest?

Łatwo można pomylić oznaki prawdziwego przebaczenia z oznakami fałszywego przebaczenia, albo po prostu rozszerzyć jego definicję. Przebaczyć nie oznacza zapomnieć. Pewne wydarzenia, przeżycia mogą się tak trwale zapisać w mojej pamięci, że nie będę w stanie ich wymazać. A im bardziej będę się starać, tym więcej skojarzeń będzie mnie naprowadzało na ten bolesny temat.

Przebaczyć to nie zanegować prawdę, to nie ukryć emocje, to nie zagłuszyć uczucia. Próba ucieczki do obowiązków, do pracy przyniesie ulgę jedynie na krótką metę. Nie da się uciec od własnych myśli. W końcu do mnie to wszystko wróci i pomimo najlepszych intencji i usprawiedliwiania sprawy, prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. A im dłużej odwlekam moment autentycznego zderzenia się z przeszłością, tym mocniej mnie ten moment uderzy, boleśnie dobijając.

Przebaczenie to nie przymuszenie. Istotne jest to, bym tego aktu dokonał w odpowiednim czasie, by nie stał się nakazem, ale by wypływał z własnej, dobrowolnej woli.

Przebaczenie to także nie powrót do przeszłości. Nie powrócę nigdy do utraconych przeżyć, osób, czy rzeczy. Pierwszym i naturalnym odruchem jest próba przywrócenia strat, odnowienia relacji, odszukania sedna problemu. Jednak nigdy nie uda mi się powrócić do przeszłego stanu sytuacji. To, co utraciłem, już nie powróci w takiej samej formie. Ta próba odnowy swojego życia jest niczym odbudowywanie mostu. Po gwałtownej wichurze, powodzi, kataklizmie most runął doszczętnie. A im był mocniejszy, trwalszy, piękniejszy, tym jego upadek większy i okazalszy. Przebaczenie jest początkiem odbudowywania takiego mostu relacji. Ale mimo zachowanych starych planów konstrukcyjnych, ten most już nigdy nie będzie taki sam, jak przed klęską żywiołową, która zmieniła jego podłoże, zostawiła trwały ślad, do którego trzeba dostosować nową konstrukcję mostu.

Przebaczenie to nie ciągłe usprawiedliwianie drugiej osoby, że nie miała złych intencji, że może to ja źle odbieram rzeczywistość. To nie próba wyidealizowania rzeczywistości, widzenia jej przez różowe okulary.

Od pojednania się z własną historią życia do przebaczenia

Cała istota przebaczenia dokonuje się w środku człowieka, w najskrytszej głębi serca. A co za tym idzie, jest ono bezwarunkowe. Nie przebaczam tak tylko troszkę. Nie zostawiam miejsca na ewentualną zemstę. Nie trzymam „haczyka” na drugiego, który w przyszłości mogę wykorzystać przeciwko niemu. Emocje pozostaną, żal, smutek, przygnębienie może powracać, ale staram się wyzbyć żądzy zemsty, wszystkiego, co przeciw bliźniemu knuję, a Panu oddać zapłatę według uczynków ich rąk (por. Lm 3, 60-64). Przebaczenie jest wewnętrznym procesem. By ono w pełni dojrzało i stało się prawdziwe, potrzebuje czasu. To nie jest to samo, co pojednanie, mimo że w języku polskim często te słowa są traktowane jako synonimy. Pojednanie jest procesem zwróconym ku przyszłości. Stawiamy sobie wtedy pytania: „co będzie dalej?”, „co zrobię z tą relacją?”. Przebaczenie skupia się bardziej na sobie, ono dokonuje się w sercu i uwalnia od krępujących łańcuchów. Serce znajdujące się niejako na uwięzi może zostać uwolnione. Widzi więcej, niż tylko więzienne kraty, otwiera się przed nim mnóstwo nowych perspektyw. Wychodzi na wolność myślenia, słyszenia, patrzenia, odczuwania.

kleryk Mateusz Michalik