Każdy z nas nosi w sobie jakieś spojrzenie na Boga. Są to spojrzenia bardzo różne, ukształtowane przez wiele czynników. Nasi rodzice i środowisko, nasze sukcesy i porażki, traumy i radości, nasze rany i przeżycia… wszystko to wpływa na to, jak na Niego patrzymy. Często podświadomie jest to spojrzenie trudne – pełne strachu, kiedy obawiamy się karzącej ręki Sędziego. Pełne wątpliwości, czy skrupulatny Księgowy dobrze policzy wszystkie nasze dobre uczynki i w Jego bilansie wyjdziemy na plus. Czasami – zwłaszcza, gdy przeżywamy depresję albo jesteśmy czymś załamani i poranieni – jest to spojrzenie pozbawione nadziei. Czy na te rany jest lekarstwo? Jedno z nich zaproponowała średniowieczna pustelnica, autorka pierwszego angielskiego dzieła napisanego przez kobietę…
Dobry Bóg rzadko daje nam „łatwe prezenty”. Raczej chce, żebyśmy dojrzewali do relacji z Nim. Tak jak każdy człowiek dojrzewa do odpowiedzialnej miłości. Nic nie dzieje się samo z siebie ani od razu. Co to oznacza? Że poznanie Boga i zjednoczenie z Nim to proces, który trwa całe nasze życie. Jest najpiękniejszą przygodą, która jednak będzie wymagała od nas zaangażowania i wysiłku. Nie warto się łudzić – Boga nie „zdobędziemy” własnymi siłami. To jest wspólne dzieło, Jego – przede wszystkim Jego – ale i nasze, ponieważ On nie chce z nas uczynić zalęknionych niewolników czy zagubionych dzieci. Chce, żebyśmy samodzielnie mogli Mu odpowiadać, tworzyć i budować silne i piękne więzi – z Nim, z ludźmi i z nami samymi.
Jak walczyć o więź z Bogiem?
Ten wysiłek polega przede wszystkim na tym, aby zadbać o swoje spojrzenie na Boga. Aby je – z pomocą Jego łaski – oczyszczać ze wszystkich filtrów, które nałożyły na Niego nasze trudne doświadczenia i niedojrzała religijność. Jak to zrobić? Dobrą metodą jest poznawanie tych, którzy są blisko Boga i mogą powiedzieć o Nim coś konkretnego – świętych. Jedną z nich jest Juliana, angielska pustelnica i mistyczka. Żyła na przełomie XIII i XIV wieku w Norwich. W trakcie bardzo ciężkiej choroby, kontemplując krzyż miała udział w szeregu doświadczeń mistycznych, które doprowadziły do jej nawrócenia. Po wyzdrowieniu została pustelnicą przy kościele w Norwich i przez długie lata służyła ludziom, którzy przychodzili do niej z prośbą o pomoc i radę. Choć nie została kanonizowana, jest czczona w Kościele katolickim, cytowana w Katechizmie Kościoła Katolickiego, a przez Benedykta XVI uważana za świętą przyjaciółkę Boga, która w najtrudniejszych czasach wskazuje na drogę pokoju, miłości i radości.
Juliana spisała doświadczenia, których doznała w trakcie choroby i zostały one opublikowane w dziele zwanym „Objawienia Bożej miłości”. Pomimo, że była niewykształconą kobietą (a w tamtym czasie teologia była domeną uczonych mężczyzn), przekazała nam przepiękny, bardzo głęboki obraz Boga. Jaki zatem jest Bóg Juliany?
Matczyna miłość Boga
Dla Juliany Bóg ma cechy dobrej, kochającej, czułej matki. Takiej, do której można przybiec w każdej trudnej sytuacji i problemie. Także w grzechu. Juliana pisze: Chociaż nasza ziemska matka może pozwolić swym dzieciom zginąć, nasza niebieska Matka, Jezus, nie może pozwolić nam, którzy jesteśmy Jego dziećmi, zginąć; gdyż On i nikt inny jak tylko On jest wszechmocny, jest całą mądrością i całą miłością. Niech będzie błogosławiony!
Jednak często, kiedy upadamy i kiedy ukazuje się nam nasz nikczemny grzech, jesteśmy tak przerażeni i tak pełni wstydu, że nie wiemy, gdzie się podziać. Wtedy nasza dobra Matka nie chce, byśmy od Niej uciekali; tego w żadnym wypadku nie chce. Zamiast tego chce, byśmy zachowywali się jak dziecko; gdyż kiedy dziecko skaleczy się lub jest przestraszone, biegnie do matki po pomoc tak szybko, jak potrafi; i On chce, byśmy czynili tak samo, jak pokorne dziecko, mówiąc: „Moja dobra Matko, moja łaskawa Matko, moja najdroższa Matko, miej litość nade mną. Zbrukałem się i stałem się niepodobny do Ciebie, i nie mogę, i nie potrafię temu zaradzić bez twej szczególnej pomocy i łaski.”
Boga nie należy się bać! W innym miejscu Juliana napisze, że nigdy w swoim doświadczeniu nie ujrzała gniewu ani chęci obwiniania w Bogu. Nawet widząc mękę Zbawiciela, ujrzy ból Chrystusa i cierpienie Jego bliskich, ale nie złość i grzech tych, którzy Go zabili. Bo nie na grzechu należy się skupiać, ale na Jezusie, który potrafi zbrodnię przemienić w najpiękniejsze dzieło zbawienia. On ufa nam do tego stopnia, że przychodzi na świat jako małe, bezbronne dzieciątko. Takie, które można zabić jednym ruchem ręki i którym się trzeba opiekować. Takiemu dziecku nie trzeba za nic płacić, nie trzeba się tłumaczyć. Można je wziąć na ręce – nawet brudnymi, nieumytymi rękami, które mieli pasterze. Taki Bóg ufa nam do samego końca, do ostatniego oddechu, gdy przybity do krzyża przebacza swoim zabójcom.
Teologia nadziei
Juliana jest świadoma własnego grzechu i grzechów wszystkich ludzi w całej historii. Zastanawia się, w jaki sposób może połączyć swój obraz Boga – kochającej matki, która się nie gniewa, z historią każdego poranionego, grzeszącego człowieka, który do ostatnich chwil nie chce do Niego powrócić. I otrzymuje odpowiedź – należy patrzeć w przyszłość z radością i optymizmem, ponieważ – choć nie wiemy ani jak, ani kiedy – Bóg sprawi, że dramat naszej historii skończy się zgodnie z Jego pragnieniem. Oto zapisane przez nią słowa: Nasz Pan odpowiedział na wszystkie moje pytania i wątpliwości, jakie mogłabym mu przedłożyć, i w słowach pełnych pocieszenia tak powiedział: „Uczynię wszystko dobrze, sprawię, że wszystko będzie dobrze, mogę uczynić wszystko dobrze i umiem uczynić wszystko dobrze, i ujrzysz sama, że wszystko będzie dobrze”.
To najważniejsze przesłanie, które płynie z objawień Juliany. Bez względu na historię naszego życia i miejsce, w którym się obecnie znajdujemy, mamy prawo do całkowitego zaufania Bogu. Możemy wierzyć, że to On jest dobrym Pasterzem, że kiedyś powiemy Mu: „dziękuję Ci, mój Pasterzu, dobrze mnie przeprowadziłeś przez ciemną dolinę”. Możemy wierzyć, że mamy Boga, którego nie musimy się bać, możemy natomiast dzielić się z Nim naszymi trudnościami i próbami. Możemy wierzyć, że mamy Boga, przy którym możemy odpocząć.
kleryk Hubert Trepa