Wielki Post to okres wzmożonej refleksji nad kruchością życia, dlatego u jego zakończenia, a zarazem u progu Triduum Paschalnego – w szczególny sposób naznaczonego męką i śmiercią Pana Jezusa – nie można uniknąć tematu cierpienia. Jest ono odwiecznie wpisane w egzystencję człowieka, lecz dzisiaj jakbyśmy zdawali się rugować je z naszej świadomości, nie dostrzegając ludzi doświadczonych bólem fizycznym lub psychicznym. Mimo powszechności cierpienia wolimy nie zwracać na nie uwagi, karmiąc się raczej wyretuszowanymi treściami z portali internetowych albo telewizji, gdzie nie ma miejsca na coś, co odbiega od ogólnie przyjętych wartości estetycznych, kanonów piękna czy zdrowia. A przecież w każdej chwili może ono dotknąć, bezpośrednio lub pośrednio, również nas…

Tymczasem świat – jak długi i szeroki – przepełniony jest rozmaitymi formami cierpienia, które pojawia się niezależnie od majątku, dobrobytu, wykształcenia, zawodu, statusu społecznego. Stanowi ono element wspólny dla osób wszystkich epok oraz szerokości geograficznych. Jest nieuniknione i w jakiejś mierze każdy się z nim zmaga. Zatem zamiast udawać, że cierpienie nie istnieje, potraktujmy je jako szansę na nawrócenie i przewartościowanie naszych priorytetów, wstępując na osobistą drogę krzyżową.

Stacja I. Odkryjmy sens cierpienia

Cierpienie wpisane jest głęboko w rdzeń naszej wiary. Sam Zbawiciel w czasie ziemskiego życia nie odizolował się od ludzi kalekich oraz chorych, ale wręcz uznawał ich za fundamentalną grupę odbiorców swojego przepowiadania, którzy – dzięki doznawaniu cierpienia na duchu albo na ciele – pozostawali bardziej otwarci na orędzie o Królestwie Niebieskim. Kulminacją Chrystusowego cierpienia było dobrowolne przyjęcie przez Niego woli Ojca podczas modlitwy w Getsemani, a następnie wszystkich tak brzemiennych w skutki wydarzeń związanych z pojmaniem, przeprowadzeniem procesu, skazaniem i wreszcie przejściem drogi krzyżowej z drewnianą belką niesioną na własnych plecach, której ostatnim akcentem stała się Jego śmierć.

Wydarzenia Wielkiego Piątku są nieodzowną częścią Misterium Paschalnego, ponieważ gdyby nie ukrzyżowanie, to nie byłoby zmartwychwstania, a gdyby nie było zmartwychwstania, to „próżna jest nasza wiara” (1 Kor 15, 17). Przykład Jezusa dobitnie uzmysławia nam, że cierpienie rozpatrywane w perspektywie wiary to nie bezsens, ale rzeczywistość zbawcza, która posłużyła do wyzwolenia upadłego człowieka z władzy grzechu.

Stacja II. Dostrzeżmy Chrystusa w twarzy cierpiącego

Bez wątpienia istnieje jakieś głębokie podobieństwo pomiędzy wizerunkiem umęczonego, zakrwawionego, obolałego, ubiczowanego Jezusa – jaki znamy z obrazu św. brata Alberta Ecce Homo, chusty z Manoppello czy Oviedo – a osobą cierpiącą. Natomiast naszym fundamentalnym zadaniem jest zauważenie owej zależności, ponieważ jej uznanie pozwoli zrozumieć i odczytać wartość ludzkiego cierpienia w kontekście Pasji Chrystusa. To przeszyte bólem oblicze, dalekie od przyjętych w sztuce ideałów, pokazuje nam, że cierpienie nie jest konsekwencją absurdalności świata, lecz służy wyższemu celowi, będąc czymś koniecznym i dopełniającym naszą egzystencję. W tym kluczu Męka Pańska zarazem stanowi zachętę do praktykowania miłości wobec wszystkich cierpiących oraz potrzebujących, a także uświadamia cierpiącemu zbieżność jego losu z losem Jezusa.

Stacja III. Dźwigajmy swój krzyż każdego dnia

Św. Jan Paweł II w liście apostolskim Salvifici doloris napisał, że „cierpienie zawsze jest próbą, czasem nad wyraz ciężką próbą, której poddane zostaje człowieczeństwo” (n. 23). Owszem, to sprawdzian dwojakiego rodzaju. Po pierwsze „testuje” on cierpiącego – jego stosunek do przeżywanych doświadczeń, relacje z innymi ludźmi, wyzbycie się całkowitej samodzielności czy w końcu akceptację własnego losu. Drugi aspekt odnosi się do wszystkich, którzy są świadkami cierpienia. Oni z kolei „zdają egzamin” z umiejętności porzucenia egoizmu oraz poświęcenia się choremu, ofiarowania mu swojego czasu, chęci, zdolności.

Trudno tutaj powstrzymać się od skojarzenia tak rozumianego cierpienia z drogą Jezusa z Twierdzy Antonia na Golgotę. Być może także my – na naszą miarę – powinniśmy nie bać się i wzorem Mistrza przyjąć to cierpienie, z którym się zmagamy lub które widzimy. Nie na darmo Chrystus w pełnej szczerości skierował do swoich uczniów znamienne wezwanie: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8, 34). Ów krzyż, choć nieraz ciężki oraz przygniatający, ma swoją rolę w planie Bożym względem nas, dlatego ucieczka od niego skutkować będzie niezaliczeniem próby z człowieczeństwa, a ostatecznie pozbawieniem się światła poranka wielkanocnego. Może więc warto, bez względu na obawy, rozejrzeć się dookoła, dostrzec krzyż, podnieść go i sukcesywnie podążać naszą drogą krzyżową na spotkanie z Chrystusem Zmartwychwstałym.

kleryk Mateusz Sajkowski