Od kilku tygodni, gdy coraz bliżej do Wielkanocy, powracają do mnie niczym bumerang słowa świętego Pawła skierowane do Koryntian w obronie prawdy o zmartwychwstaniu Jezusa. „Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach” (1 Kor 15, 17) – przekaz mocny, ale streszczający wagę tego najważniejszego wydarzenia w dziejach świata. W mojej i Twojej historii.
To nie mieści się w głowie
Powiedzmy sobie szczerze – gdybyśmy próbowali stworzyć kolejne opracowanie na temat zmartwychwstania Chrystusa z myślą o przekonaniu wszystkich odbiorców do wiary w to wydarzenie, nasze wysiłki zakończą się rozczarowaniem. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wątpił. I, co może szokujące, bardzo dobrze. Nie dlatego, że wierzący w zmartwychwstałego Pana mają czuć się przez to lepiej, bo „nie błądzą” lub „zdają sobie sprawę z istnienia duszy”. Nie dlatego, że mający mniejszą wiarę lub w ogóle jej pozbawieni „nie ośmieszają się” czy „są racjonalistami”. Tak często przykładamy nasze ludzkie miary i wyobrażenia do kwestii przekraczającej całą naszą rzeczywistość, a zarazem przenikającej ją do głębi.
Zmartwychwstanie – zwycięstwo nad śmiercią – jest chyba największym z ludzkich pragnień. Nie oszukujmy się: upływ czasu i perspektywa końca życia (przynajmniej ziemskiego, dodajmy z chrześcijańskiego punktu widzenia) stanowią źródło wielkiego niepokoju. Boimy się śmierci. To tak bardzo nasze. Można nawet stwierdzić, że trzymamy się kurczowo tego lęku, ponieważ należy on do najbardziej intymnych sfer człowieczeństwa. Codzienność jest trudna, nieraz mamy jej dosyć, a jednak widmo końca przeraża. Nawet stan ciężkiej, endogennej depresji, niejednokrotnie związanej z myślami samobójczymi, jest w jakimś sensie dramatem zmagania z lękiem wypływającym z kontekstu kresu życia, który poniekąd dokonał się przez samo zapanowanie ciemności w czyimś wnętrzu.
Bo tu jest właśnie cel: nie tylko żyć zawsze, wiecznie – ale żyć tak nieprzerwanie w sposób szczęśliwy. Można przecież trwać w długim uciemiężeniu i zupełnie nie mieć chęci dalszego funkcjonowania. Wojna, osobisty dramat choroby bądź ubóstwa czy inne ciężary odbierające zupełnie radość są mocną przesłanką do wniosku, że życie nie ma sensu. Sens miałoby tylko życie pozbawione tego cierpienia. To prawda: życie w całej pełni, ujęte idealnie, jest pulsem witalności i ciągłym „teraz”. Oczyma wiary można w ten sposób ujrzeć to, co stanowi życie Boga, czyli wieczność, niezmienność, zupełne szczęście. Ewangelia, jeśli tylko jej zaufamy – jeżeli zaufamy Panu, spróbujemy przyjąć Jego istnienie i dobrą wolę – mówi nam konkretnie: to dla Ciebie. Życie w pełni jest także dla Ciebie. I to nie mieści się w głowie.
Zmartwychwstał Ten, który stał się człowiekiem
Jezus, który – jak mocno wierzę – wygrał bezapelacyjnie zmaganie ze śmiercią, jest Bogiem, który stał się człowiekiem. Chrystus, Syn Boga, narodził się z Maryi i stał się podobny do ludzi we wszystkim poza grzechem. Ta formuła wiary nie jest wyłącznie streszczeniem doktryny wywodzącej się z czasów apostolskich, z samych początków Kościoła. Jeśli ją przyjmuję, wprowadza mnie w niesamowitą rzeczywistość. Tak, trzeba tu wielkiej wiary i zaufania, bo na pierwszy rzut oka pachnie to wszystko jakimś zaklęciem czy magiczną formułą. Da się sklasyfikować Jezusa jako jednego z herosów w dziejach świata, zapisanego w powszechnej pamięci przez znaki i cuda. Wiara pozwala jednak pójść dalej: spotkać Chrystusa żywego już dzisiaj.
Nie chodzi o poszukiwanie Pana, który mieszka w bliżej nieokreślonym zakątku świata od 2000 lat i nie pozwala się znaleźć. Zmartwychwstanie poszerza bowiem perspektywę na całość świata i ludzkości. Ufamy Bogu przez wiarę, że nowe życie jest nam dane już teraz – gdy jeszcze jesteśmy na ziemi, ale możemy korzystać z owoców męki, śmierci i zwycięstwa Jezusa. W sensie duchowym, mistycznym, Kościół to Ciało Zmartwychwstałego. Nie oznacza to redukcji i zanegowania tego, że Pan powstał z martwych w ciele, w sposób fizyczny. Trzeba jednak dodać, że ciało uwielbione, jak je określamy, ma szczególne właściwości. Chociaż Chrystus nie był duchem, gdy ukazywał się apostołom, miał zdolność przekraczania zamkniętych drzwi. Ale nie tylko to, lecz życie Kościoła i przekonanie, że Bóg udziela się nam w sakramentach – to wszystko objawia prawdę o wielkanocnej tajemnicy.
Materia, przy całej swojej złożoności, ma szereg ograniczeń. Wśród nich, jak to padło już wcześniej, na pierwsze miejsce wysuwa się skończoność. Zmartwychwstanie, które jest głoszone przez Kościół, mówi o Jego tożsamości, ale i o kompletnej charakterystyce świata. Nie składa się on wyłącznie z tego, co namacalne. Mamy świadomość istnienia sfery psychicznej, jesteśmy także przekonani o istnieniu przestrzeni duchowej. Jeżeli zaufamy Bogu i przyjmiemy, że Jego Syn – a zatem Ten, który przez udział w boskiej naturze Ojca – ma tę samą wszechmoc, objawioną choćby w stworzeniu wszystkiego, wówczas widzimy, jak wielką rzeczą jest akt Wcielenia i szereg jego konsekwencji. Bóg, a zatem duch, przyjął ludzkie ciało i ludzką egzystencję – przyjął materię, aby przeniknąć ją sobą. W konkretnym przypadku – w osobie Chrystusa – ta jedność jest najgłębsza, sięgająca pełni bytu, jednak cały świat ma w niej udział: wszystko, co ziemskie, uczestniczy w przyjmowaniu Pana wśród nas.
Możesz zmartwychwstać razem z Nim
Jako ludzie mamy wielką władzę: jej ośrodkiem jest niewątpliwie nasz umysł. Zdolności receptywne, umiejętność przetwarzania informacji i kreowania rzeczywistości – niezależnie od konkretnego przypadku – są u człowieka nieporównywalnie bardziej rozwinięte niż u innych istot żywych. Cała historia ludzkości, jej zdobycze i wytwory, a zatem cała kultura – to wszystko znaczy wiele, niemniej nie ogranicza się do sumy biologicznych, chemicznych czy fizycznych interakcji. Pragnienie dobra, prawdy i piękna otwiera nas na rzeczywistość metafizyczną, czyli coś przekraczającego doczesność, namacalność… I tędy dociera się do pustego grobu Jezusa! Na próżno szukać po raz kolejny precyzyjnych dowodów. Warto po prostu zaufać.
Zaufanie względem innych ludzi bywa trudne. Nie brakowało w naszej historii momentów zawodu i rozczarowań spowodowanych nawet przez bliskich. Mierząc się zatem z kwestią zaufania wobec Boga, wobec wiary w ogóle, nie stykamy się z czymś obcym. Jest przed nami bariera, którą da się pokonać. Wtedy następuje moment ilustrowany przez wschodnie ikony. Jedno z kanonicznych ujęć zwycięstwa Chrystusa to obraz Jego zstąpienia do otchłani. Na ikonie Jezus triumfuje, stojąc na złamanych bramach piekła, wyciąga ręce do Adama i Ewy – podnosi ich ze snu śmierci. Gdy komuś ufam, jestem w stanie podać mu rękę, odpowiedzieć na jego gest. Wiara to duchowe złapanie się Boga, który nie tylko działa dzisiaj, ale zaprasza na wieczność. Chce, byśmy byli z nim na zawsze. Barierą lub szansą, zależnie od decyzji człowieka, jest zaufanie.
Gdyby więc streścić sens tego, co będziemy przeżywać – sens Wielkanocy i głoszenia zmartwychwstania Jezusa Chrystusa – to trzeba ująć to między innymi jako doświadczenie zaufania. Ono stanowi przeciwieństwo lęku wobec drugiego i świata. Ono pozwala budować więzi. Wrogość, która może przybrać nawet miarę wojennej agresji, to tragiczny przejaw braku zaufania – braku zrozumienia, że drugi też jest człowiekiem. Bóg, który powołał ludzkość do istnienia, rozumie najlepiej człowieczeństwo i pragnie nam przez tajemnicę zwycięstwa nad śmiercią powiedzieć jedno: ufaj! Zaufaj, że koniec ma swój koniec – że wieczność jest możliwa. Trzeba tylko wznieść się ponad rany ludzkiej kondycji i w Panu znaleźć nadzieję – uczynić ją swoją.
kl. Michał Grzesiak