Trójca Święta, Najświętsza, Przenajświętsza: Ojciec, Syn i Duch Święty. Codziennie wzywamy tak Boga w modlitwie, poczynając od znaku krzyża. Ale jak to zrozumieć? Trzeba to powiedzieć od razu: w pełni się nie da – tu i teraz, w tym życiu. Wierzymy, że w wieczności będzie inaczej. To jednak nie zwalnia nas od czegoś bardzo ważnego, czyli czerpania – niczym ze źródła – z prawdy o Bogu, który nie jest okrutnym władcą grożącym palcem, ale był i pozostanie Miłością.
Bóg wspólnoty, Bóg osoby
Jeden Bóg w trzech osobach – jak to już padło, rzecz po ludzku niewyobrażalna. Czy tylko dlatego, że wymyka się prawidłom arytmetyki? Dziwna, bo mówi o wspólnocie. To słowo nieraz mocno mierzi. Wystarczy cofnąć się myślą lub wybiec naprzód: Wigilia Bożego Narodzenia. Nie tylko temat medialny, ale doświadczenie wielu naszych domów. Jeden stół, lecz przynajmniej kilka poglądów na każdą sprawę – i całe szczęście! Ale szacunek, a dokładniej jego brak, napędzający atmosferę konfliktu, potrafi uczynić z rodzinnego spotkania batalię, której amunicją spokojnie mogłyby się stać elementy stołowej zastawy czy przygotowanych potraw. Polityka, rodowe animozje, światopogląd – listę można rozszerzać wciąż i wciąż. Albo inny obraz. Tramwaj lub inny środek transportu, a w nim nawet ludzie znajomi, którzy wspólnie tu wsiedli, od razu zatopieni w światach swoich smartfonów. Jest w nas ciągłe napięcie między osamotnieniem i samotnością, między wrogością i gościnnością, między złudzeniem i modlitwą – tak twierdził słynny holenderski kapłan i psycholog, Henri Nouwen.
Trójca Święta – wspólnota Ojca, Syna i Ducha Świętego – to relacja totalnej miłości w zupełnej wolności. Bóg sam się do niczego nie zmusza: jest całkowicie wolny i bezgranicznie kochający, w sobie i wobec całej rzeczywistości, jaką powołuje wciąż do istnienia. Pogubieni w naszych zmaganiach o wolność od tego, co krępuje i rani – sami doświadczający innych naszymi przywarami i przyzwyczajeniami, powinniśmy przejrzeć się w zwierciadle Trójjedynego Boga, by zrozumieć, na czyj obraz i podobieństwo zostaliśmy stworzeni. Zawsze będziemy jednostkami, indywidualnościami – nie chodzi o to, by zlewać się z innymi w jedno. Nawet w małżeństwie, choć za łaską Bożą dwoje ludzi staje się „jednym ciałem”, nie jest to jedność idealna. Prawdziwe więzi są zakorzenione w doświadczeniu tego, kim jesteśmy jako my – sami. Każda i każdy z nas jest dzieckiem Boga: jest owocem miłości Trójcy, która z Jej wnętrza promieniuje na zewnątrz, na cały wszechświat. Miłości wolnej, która kształtuje napięcie między samotnością a więzią w sposób maksymalnie harmonijny.
Bóg darujący, Bóg obdarowywany
Miłość, która realizuje się w wolności, stanowi dar. Niczego nie oczekuje w zamian, a jednak i tak to otrzymuje – bez przymusu rodzi się prawdziwa odpowiedź: wdzięczność. Z perspektywy teologii możemy powiedzieć, choć oczywiście w sposób dość ogólny, że Ojciec, Syn i Duch Święty pozostają w relacji wzajemnego obdarowywania się. Na tym jednak nie koniec. Świat pogańskich bóstw toczących nieraz ze sobą walki, jak w greckiej mitologii, zostawił w kulturze specyficzny obraz, na który nakładają się także założenia wielu systemów religijnych. Oto najwyższa istota – Absolut – jest bardzo daleka od ludzkich spraw. Śmiertelnik nie dorasta do boskiej doskonałości i patrzy na to, co ponad nim, przez pryzmat wciąż niespełnionych i niemożliwych do spełnienia oczekiwań. Chrześcijaństwo składa w tej pustce zazdrości i rozpaczy ziarno nadziei: prawdę dostępną przez wiarę – Bóg jest blisko nas! O tym mówi Chrystus do Nikodema – „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16).
Odkrycie tego, że Bóg dzieli się z nami samym sobą – doświadczenie tego we własnej historii – potrafi całkowicie zmienić patrzenie na życie. Duch Święty, posłany przez Ojca i Syna, sprawia, że chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa. Ten sam Duch przemienia nas ciągle, byśmy coraz bardziej upodabniali się do Boga, który jest Miłością. Przyznam, że do mnie osobiście dotarło to ponownie kilka dni temu, podczas obchodów 25. rocznicy wizyty świętego Jana Pawła II w Zakopanem. Przywołano wówczas papieskie przemówienie skierowane do dzieci pierwszokomunijnych. Padły w nim takie słowa: „ Kto bowiem kocha, jest gotów oddać ukochanej osobie wszystko, co ma najcenniejszego. Pan Jezus na tym świecie miał niewiele rzeczy, które mógłby ofiarować apostołom. Jednak dał im coś największego – dał im samego siebie”. Trudne wyzwanie, do którego trzeba dziecięcej prostoty i ufności – my też możemy dawać siebie Bogu i innym ludziom – oczywiście nie w dokładnie taki sam sposób, jak Chrystus. Możemy jednak poświęcać życie, oddawać je dzień po dniu. Dar rodzi dar, egoizm pozostawia po sobie pustkę.
Bóg z nami
Ten największy dar, jakim jest obecność Jezusa w Eucharystii, to dar całej Trójcy Świętej. Ojciec posłał Syna na ten świat, a Duch Święty zaprowadza tę obecność na zawsze. I niekoniecznie trzeba mieć w sobie poetyckie zdolności, by w duszy pisać kolejne pochwalne hymny i akty uwielbienia bogate w nowe sformułowania. Kluczem jest jedno słowo – „dziękuję”. Chrystus sam wypowiadał je wobec Ojca, jak choćby po wskrzeszeniu Łazarza: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał” (J 11, 41-42). Słowa Jezusa pokazują, jak realna jest relacja między Nim a Ojcem w Duchu Świętym. To posłuszeństwo pełne miłości, odpowiedź na zaufanie.
Świadomość bliskości Boga i piękna bezpośredniości w relacjach, jakiej sam nas uczy, mogą przynieść nam uzdrowienie. Nie chodzi o idealizację. Wracając do Nouwena, pamiętajmy, że zawsze będziemy rozpięci między tym, co stanowi jakby siłę i niedomaganie, całość i częściowość. Trzeba wszakże pamiętać, że Bóg w Trójcy Świętej Jedyny żyje i jest z nami. Gdy coś znowu zdaje się sprzysięgać przeciw nam, nie zapomnijmy, że nigdy po ludzku nie będziemy idealni, ale mamy po naszej stronie Boga, który jest pełnią miłości. W tym jest szansa, jakiej nie może nam dać nikt inny. I to jest ziarno nadziei, które powinno w nas kiełkować dzień po dniu. Życzę Ci, aby wzrastało w Twoim życiu bez przerwy.
kl. Michał Grzesiak