„Wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów, z powodu mego imienia. Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą; a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu” (Mt 24,9-12). Jezus nie należy do grona osób, które na siłę próbują przyciągnąć do siebie innych. Nie pokazuje rzeczywistości przez różowe okulary, w jak najlepszym świetle. Wizja życia jako Jego wyznawcy, życia według Jego nauki, po ludzku w żaden sposób nie jest ani interesująca, ani zachęcająca. Zatem, skąd bierze się tylu ludzi, którzy nie wahają się naśladować w swoim życiu Mistrza z Nazaretu? Tych, którzy odważnie znoszą wyśmianie, znieważanie, opuszczenie?

Życie apostołów zmienia się diametralnie w dniu Pięćdziesiątnicy. Od tej pory nic już nie będzie takie samo. Obiecany Duch Święty wlewa w serca uczniów Chrystusa szaleństwo Dobrej Nowiny. Doskonale widać to na przykładzie Piotra. Na pytanie służących o przynależność do grona uczniów Chrystusa, przejęty bojaźnią o swoje życie nie złożył prawdziwego świadectwa, lecz wbrew wcześniejszym przysięgom, zaparł się Mistrza. Lęk zwyciężył miłość, a przecież „w miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4,18). Po swoim zmartwychwstaniu sam Jezus domaga się świadectwa od Piotra: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” (J 21,15). W wielkoczwartkową noc Piotr zaparł się Tego, którego miłował, tu zaś miłuje Tego, którego się zaparł. Lecz i wtedy nie była to miłość doskonała. Dopiero zesłany Duch Święty umocnił i rozszerzył ją na tyle, że jego poprzednio zimne serce do złożenia prawdy o Chrystusie i jego poprzednio zimne usta, które pogrążyły prawdę, tak się rozpaliły, że w dniu Pięćdziesiątnicy Piotr wyróżnił się ponad wszystkich Apostołów ze swoim świadectwem o Mistrzu, które przypieczętował później męczeńską śmiercią.

Jezus nie przyciąga do siebie na siłę. Mówi zgodnie z prawdą, że podążanie za Nim nie zawsze, a nawet rzadko jest atrakcyjne. Nikt nie może twierdzić, że został wciągnięty do chrześcijaństwa przez obietnice bez pokrycia, lub pod fałszywym pretekstem. Jezus otwarcie mówił ludziom, aby dla Niego zostawili swoich najbliższych (Łk 9,57-62), mówił o prześladowaniach, nienawiści, karach czekających Jego wyznawców (Mt 10,16-22). Chrystus nie był przywódcą, który usiłował przekupić ludzi obietnicami łatwej drogi, ale w ten sposób próbował przygotować ich na to, co ma się wydarzyć (por. J 15,16).

Tym jednak, co przynosi mi nadzieję i ukojenie, nie są tylko zapowiedzi o boleściach dawane przez Jezusa, ale obietnica, że nigdy nie pozostanę sam. Duch Święty jest moim umocnieniem i pokrzepieniem. To On mnie dzisiaj, tak jak kiedyś Apostołów, napełnia swoimi darami, abym był pochłonięty szaleństwem Ewangelii. Ze słabego i kruchego naczynia potrafi uczynić „mur ze spiżu” (Jr 15,20). Droga, którą proponuje Jezus, jest usłana kamieniami, po których samemu ciężko jest podążać. Moc Ducha Świętego sprawia jednak, że każdemu, kto ufa, kamienie te miękną pod nogami. Nawet jeśli nie daję rady, Paraklet dodaje sił, by zmierzać ku postawionemu celowi. „Lecz, kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13). Jezus zapewnia drogę chwały wiodącą przez krzyż, cierpienia i wyrzeczenia. Nie jest to droga łatwa, ale jakże wartościowa!

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w wierze. Wyłączą was z synagogi. Owszem, nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie. Ale powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali o nich, że Ja wam to powiedziałem”.

(J 15, 26 – 16, 4a)

kl. Dominik Opyrchał