Kto nie chciałby być w życiu szczęśliwy? Człowiek poszukuje w swoim życiu szczęścia, dążąc do niego różnymi drogami, korzystając z wielu sposobów, aby je osiągnąć. Rzadko jednak słyszy się, że szczęście łączy się z odczuwaniem pewnego niedosytu czy cierpienia. Zdawałoby się, że przecież szczęście jest wtedy, kiedy te wszystkie nieprzyjemności nas nie dotykają. Jezus zaś pragnie nam przekazać coś innego, prawdziwego…

Pan w kazaniu na górze mówi: Błogosławiony, inaczej szczęśliwy, jest człowiek ubogi duchem. Taki, który się smuci. Ten, który jest łagodny. Pragnący sprawiedliwości w doświadczeniu jej braku. Ten, który okazuje się człowiekiem przebaczenia, bo jedną z cech miłosierdzia jest przebaczenie. Ten, który daje siebie innym, a nie pożąda innych dla czysto egoistycznej przyjemności. Taki, co nie dzieli, lecz stara się łączyć. To każdy człowiek, którego świat wyśmieje i prześladować będzie. Ale gdzie jest w tym szczęście?! Dlaczego Pan wskazuje swoim naśladowcom źródło szczęścia w heroicznych cnotach i w cierpieniach? Ponieważ prawdziwym celem nie jest cierpienie czy cnota. Bóg chce zwrócić naszą uwagę na Niebo. Jezus pragnie, abyśmy nasze szczęście widzieli w Nim. W każdym położeniu naszego życia – On sam jest najwyższym szczęściem. Wspólnota z Nim utwierdza ludzką wolę i umacnia miłość, czyniąc nas posiadaczami stałego szczęścia, które nie przemija w doświadczeniach krzywdy, cierpienia czy smutku, lecz jeszcze bardziej się przez nie umacnia. Jednak, czy wspólnota z Jezusem, nasza komunia z Nim rzeczywiście jest dla nas źródłem szczęścia?

Chrystus określa tych, którzy trwają z Nim w komunii nie tylko szczęśliwymi, ale i prorokami, ponieważ, w tak przeżywanym szczęściu, swoim życiem przepowiadają to, co nastąpi po drugiej jego stronie. Stronie, która nie jest poznawalna tak jak wszystko inne, co nas otacza i pozostaje tajemnicą, której świat nie zrozumie, jeśli w nią nie uwierzy. Ci zaś, którzy nie mają nadziei na osiągnięcie pełni szczęścia w Bogu, zawsze będą nękani wielkimi wyrzutami sumienia, które znikną albo poprzez wejście w komunię z Jezusem, albo przez zduszenie ich. Właśnie dlatego, że ludzie chcieli zagłuszyć sumienie, prorocy byli prześladowani.

Czy jestem gotowy na prześladowania? Czy moja wspólnota z Bogiem jest na tyle silna, żeby stać się znakiem Błogosławieństwa? Błogosławieństwa, którego przecież w głębi pragnie każdy człowiek?

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”.

Kl. Szymon Trzepaczka