W ostatnim swoim wpisie podzieliłem się z wami przemyśleniami dotyczącymi takich postaw wobec cierpienia, które prowadzą do życiowych tragedii i zwielokrotnienia bólu, którego chciałoby się uniknąć. W różnych trudnych sytuacjach możemy łatwo się pogubić i dojść do wniosku: „A właściwie, to po co to wszystko? Po co się w życiu starać, jeżeli jeden moment może przewrócić wszystko do góry nogami? Po co być dobrym, kochającym, jeśli w trudach tak łatwo można popełnić błąd, który będzie kosztował szczęście moje i moich najbliższych? Po co?” W tym artykule chciałbym się z wami podzielić tym, jak odczytuję sens cierpienia w życiu.
Zamiast pytania: „Po co to wszystko?”, warto postawić inne: „Jak żyć, aby w chwilach cierpień jeszcze bardziej się umocnić? Co należy zrobić? Jak z trudów wyjść zwycięsko?”. W poprzednim artykule wykazywałem, że człowiek często źle przeżywa cierpienie, ponieważ w czasie przeżywania go, skupia się na tym, co stracił lub co może stracić. Kluczem więc wydaje się być postawa, kiedy człowiek zamiast straty jaką ponosi, koncentruje się na tym, co pomimo straty posiada czy może zyskać. W teorii brzmi prosto, jak zresztą większość podobnych myśli, które znamy od dawna, w praktyce jest o wiele trudniejsze i dużo kosztuje, jednak jest możliwe do wykonania.
Cierpienie jest złem, zło natomiast ma wiele definicji. Dla mnie osobiście najlepsza jest ta, która mówi, że jest ono brakiem dobra, najwyższym zaś dobrem jest sam Bóg. Cierpienie jest sygnałem, że czegoś nam brakuje, cierpimy z braku, który chcemy uzupełnić. Pewien ksiądz rekolekcjonista przytoczył historię kobiety, która cierpiała po zdradzeniu przez męża; nie mogła mu wybaczyć, przez co była nieszczęśliwa. Trwało to, dopóki nie zrozumiała w tym bólu, że za zaistniałą sytuację nie był odpowiedzialny tylko jej mąż i kobieta, z którą dopuścił się zdrady, ale i ona sama. Zauważyła, iż miała za mało czasu dla męża, a potem zabrakło jej wiary w możliwość przebaczenia. Zrozumiała swój błąd, on również – wrócili do siebie, obecnie są jeszcze silniejszym małżeństwem niż wcześniej. Cierpienie niekiedy pokazuje, że czegoś nie rozumiem, brakuje mi czegoś lub kogoś. Jeżeli ten brak, to niezrozumienie zauważę w swoim życiu, to zobaczę, że z trudnej sytuacji wyjdę jeszcze silniejszy. Jest tylko pewien warunek: muszę uwierzyć, że jestem w stanie te braki przezwyciężyć. Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28)- mówi Jezus. Trzeba jednak Mu uwierzyć.
Cierpienie także w pewnym sensie jest paradoksalne, ponieważ oprócz braków, które należy przezwyciężyć, ukazuje wartość naszego życia, prawdziwość naszych relacji, wartość tego, czym się w życiu zajmujemy. Paradoksalnie, to zło uzmysławia nam dobro. Przykładowo, ktoś może cierpieć z powodu tego, że prześladuje go jakiś człowiek. Jednak kto nie ma wrogów, ten nie ma też przyjaciół. Bardzo dobrze wyraża to piosenka Roberta Janowskiego:
Kto nigdy nie żył, nigdy nie umiera.
Nic nie utraci ten, co nie miał nic.
Ten kto nie kochał, nie wie co tęsknota.
Nie wie co gorycz, kto bez marzeń śni.
Ból ukazuje więc to, co już posiadamy, a o czym często zapominamy, że naprawdę nasze życie, relacje mają wielką wartość, a im większa wartość, tym ból większy, dlatego tak ciężko przeżywa się żałoby, straty i rozłąki. Należy jednak pamiętać, że skoro cierpimy, to to, za czym tęsknimy, musiało czy też musi być wartościowe, uczy nas miłości, bo autentyczna miłość czyni życie dowartościowanym.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, że cierpienie czyni nas niespokojnymi, wciąż wyrywa nas z komfortowych sposobów na życie, zmusza nas do poszukiwania celu. Dobrze przeżyte może być drogowskazem. Jednak by tak się stało, musimy mieć nadzieję, że ten cel na każdego z nas czeka. Cierpienie potrafi zmotywować. Ileż razy jakaś choroba w rodzinie motywowała wszystkich do tego, aby byli dla siebie lepsi, ile razy to właśnie cierpienia znoszone z wiarą przyczyniały się do pogłębienia chrześcijańskiej nadziei Zmartwychwstania. Pewnie, że przeżywaliśmy, wciąż przeżywamy i będziemy przeżywać różne frustracje, nikt nie jest od tego wolny. Ale jeżeli wiemy dokąd zmierzamy i jesteśmy ludźmi nadziei, to choćby wokół nikt w to nie wierzył, to nam nie przeszkodzi w dotarciu, przez trudności, do celu. Świetnie wyrażają tę myśl słowa św. Augustyna: Niespokojne jest serce moje, dopóki w Tobie nie spocznie. Ostatecznie cel jest jeden i naprawdę można stać się świadkiem i uczestnikiem wielu cudów, dziejących się wokół, jeżeli cierpienie nie zakryje nam celu.
Na zakończenie przytoczę jedną scenę z filmu „Pasja”, w reżyserii Mela Gibsona – spotkanie Maryi z Jezusem. Z wielu doskonałych scen tego filmu, ta w mojej ocenie jest najlepsza: Maryja podbiega do Jezusa obciążonego ciężarem krzyża, widząc w Nim swojego małego synka sprzed kilkudziesięciu lat, który potyka się na piasku. Ona pozostawia wtedy wszystko, czym się zajmowała, i szybko biegnie Mu na ratunek, obejmuje i mówi, że jest przy Nim. Przypomina sobie to w momencie spotkania na drodze ku Golgocie, przytula Go podobnie, lecz tym razem bierze w ręce zakrwawioną twarz. Patrzą się na siebie przez chwilę, po czym Jezus, dotykając swą dłonią policzka Maryi, wstaje ze słowami: Widzisz Matko, buduję nowe,obejmując mocno krzyż. Uważam, że ta scena genialnie ukazuje odbiorcy cały sens Chrystusowego cierpienia – Jezus oddaje swoje życie, aby całej ludzkości przywrócić utraconą godność, uzupełnić ten największy w historii ludzkości brak (cóż może być większego nad brakiem relacji z Bogiem, który jest najwyższym dobrem?). Ukazuje wartość Jego miłości, całego życia, posłannictwa, bo jak sam mówił: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13). Pokazuje kierunek, cel, to, co pomnaża naszą nadzieję. Musi coś umrzeć, aby powstało nowe życie, nowa nadzieja, która rodzi się nie z czego innego, tylko właśnie z trwania przed Sercem Jezusa, nie byle jakim, lecz przebitym włócznią, krwawiącym. Tym, z którego wypływa Boże Miłosierdzie, by pomóc nam znosić nasze cierpienia. Ostatecznie decyzja w jaki sposób przeżyjemy swoje życie, a z nim idące w parze cierpienie, zależy przede wszystkim od nas, od naszej postawy. Nikt za nas nie weźmie tej odpowiedzialności. Jak należy żyć, aby w chwilach cierpień się umocnić? Musimy dokonywać właściwych wyborów, zgodnych z wiarą, nadzieją i miłością.
Kl. Szymon Trzepaczka