Odpowiedź, którą daje Jezus człowiekowi zmagającemu się z bratem o spadek, może się wydawać szokująca. Dlaczego nie stawia się w roli sędziego rozstrzygającego spór? Przecież jest Bogiem! Ten, któremu „dana jest wszelka władza w niebie i na ziemi”! Ten, który jest Sprawiedliwy! Z pewnością wydałby doskonały wyrok…
Jezus patrzy głębiej. To nie o spór dotyczący prawa własności, nie o kazusy prawne i przestrzeganie przepisów idzie tutaj. Rzecz nie leży w wyegzekwowaniu sprawiedliwego podziału majątku. Jezus – jak zawsze – walczy o ludzkie serce.
Spory dotyczące spadku są jednymi z najczęstszych w sądach. Bardzo często zdarza się, że – nawet nad trumnami niepochowanych jeszcze rodziców – przyszli spadkobiercy zaczynają patrzeć na siebie złym wzrokiem. Nieraz dochodzi do wieloletnich batalii sądowych, w których każdej stronie zależy tylko na wydarciu z rąk drugiej choćby jeszcze kawałeczka ziemi, choćby odrobiny majątku. Jak potwornie niszczące jest to dla całej rodziny – nie trzeba nawet mówić.
Dlatego Jezus nie może zatrzymać się na rozwiązaniu prawnym, które będzie optymalne dla obu stron i zgodne z przepisami – dziś powiedzielibyśmy – prawa cywilnego. W ten sposób nie pomoże ludziom zawładniętym żądzą posiadania, nie wejdzie w swoją rolę lekarza duszy. Jego zadaniem w tej sytuacji jest pomóc zrozumieć człowiekowi, że to o co tak zaciekle walczy, jest kompletną iluzją. Mówiąc językiem ekonomistów – że „źle ulokował kapitał”.
Bóg nigdy nie zapyta człowieka o to, czy umarł bogaty lub czy prowadził wygodne i dostatnie życie. Temu, do którego należy cały świat, nie zależy na naszych pieniądzach. „Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości” pisał św. Jan od Krzyża. Miłość do drugiego człowieka jest naszym bogactwem przed Bogiem. To, jak przeżyjesz swoje życie, czy będzie ono czasem wypełnionym sensem, spełnionym i pięknym, zależy tylko od ciebie. Jak pokazała historia – jak choćby wspominanego dzisiaj męczennika, bł. ks. Jerzego Popiełuszki – żadne zewnętrzne okoliczności nie są w stanie zabrać człowiekowi okazji do podejmowania dobrych decyzji, pełnych miłości do innych i zgodnych z wolą Boga. W ostatecznym rozrachunku to nie utrata pieniędzy, poważania, zdrowia czy nawet życia się liczy, ale to, jak wypełniliśmy dane nam na tym świecie zadanie. Wyznaczają nam je czasem różne przykre czynniki: niesprawiedliwa historia, ogromne cierpienie, osoby, z którymi się zmagamy lub palące pokusy.
Droga Chrystusa tych czynników nie eliminuje. Zazwyczaj jest ich nawet jeszcze więcej. Tam jednak, gdzie tego wszystkiego nagromadziło się najwięcej – na drodze krzyżowej – było też najwięcej miłości. Wszystkie okoliczności życia – a czasami zwłaszcza te najtrudniejsze – są dla nas okazją i trampoliną do bycia jak Jezus.
Człowiek z Jezusowej przypowieści planuje sobie własne przyjemne życie. Tymczasem – jak mówią psychologowie – nie da się „wymusić” na sobie przyjemności. Nie osiągniemy maksimum szczęścia przez to, że zaplanujemy sobie jakich przyjemności będziemy doświadczać, a resztę życia spędzimy na realizowaniu tego celu. Szczęście jest pewnym nieplanowanym skutkiem ubocznym naszego działania. To troszkę tak, jak z robieniem zdjęcia dziecku. Najlepszą ku temu okazją jest moment, w którym dziecko nie wie o naszej obecności, jest zajęte zabawą. Jeżeli będzie myślało o tym, żeby dobrze wypaść na zdjęciu, przyjmie nienaturalną pozę i sztuczny uśmiech, a zdjęcie będzie zupełnie nieautentyczne i zazwyczaj zwyczajnie słabe. Podobnie jest z naszym życiem. Im bardziej skupiamy się w nim na sobie – na odczuwaniu przyjemności, gonitwie za spełnieniem i dbaniu tylko o „własne interesy”, tym mniej prawdziwe, autentyczne i rzeczywiście szczęśliwe okaże się nasze życie. Nie doświadczymy w takim życiu ani prawdziwej miłości, ani smaku poświęcenia, ani nigdy nie spojrzymy na drugiego człowieka tak, jak na niego patrzył Jezus.
Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem”. Lecz On mu odpowiedział: „Człowieku, któż mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?” Powiedział też do nich: „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia”. I opowiedział im przypowieść: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: «Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów». I rzekł: «Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj». Lecz Bóg rzekł do niego: «Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?» Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem”.
(Łk 12, 13-21)
kl. Hubert Trepa