Jezus zaś oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: «Ty jesteś Syn Boży». Lecz On surowo im zabraniał, że Go nie ujawniały.
(Mk 3, 7-12)
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje Pana Jezusa, uzdrawiającego wielkie tłumy ludzi, którzy przybywali do Niego z różnych miast i krajów: z Galilei, Judei, Jerozolimy, Idumei, Zajordania i z okolic Tyru i Sydonu. Można nawet powiedzieć, że to Pan Jezus przyciągał tych ludzi do siebie. Musieli sami już doświadczyć lub usłyszeć o Jego dobroci i miłości, dlatego Jego osoba tak inspirowała ludzi, i dlatego do Niego przybywali. Jednak trzeba popatrzeć na to, że oprócz tego, że usłyszeli o Chrystusie i jakoś ich „dotknęła” Jego dobroć, musieli oni włożyć wiele wysiłku, żeby Go zobaczyć, posłuchać, czy poprosić o uzdrowienie… Możemy sobie zadać pytanie – ile my jesteśmy w stanie włożyć wysiłku w to, żeby spotkać się z Panem? Co potrafimy odłożyć, żeby przyjść do Boga mimo „tłumów” naszych różnych zajęć, spraw do załatwienia, czy osób dookoła, aby dać Mu czas, żeby On mógł powiedzieć to, co chce nam powiedzieć?
„Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć.”Św. Augustyn w jednym z komentarzy do tego fragmentu Ewangelii pisze, że można dotykać Jezusa, ale Go tak na prawdę nie dotknąć. Mówi, że można dotykać Chrystusa rękami, ale nie dotknąć Go z wiarą i miłością. W tym fragmencie wielu ludzi Go dotyka, ale jest pytanie, czy któraś osoba z tego tłumu nie będzie później podczas sądu u Piłata krzyczeć, żeby ukrzyżować Pana. Ile razy my dotykaliśmy Chrystusa podczas przyjmowania Komunii Świętej, a jak często potrafiliśmy Go rzeczywiście „dotknąć” z wiarą i miłością w kimś obok nas, a kto potrzebował pomocy? Kiedy dotknęliśmy Go z wiarą i miłością w innym przez dobre słowo, powiedzenie: „dziękuję”, czy wysłuchanie, mimo naszego trudniejszego momentu czy zniechęcenia? Może zobaczenie Boga w kimś obok nas będzie przy najbliższej możliwej okazji prawdziwym wyznaniem wiary, działającej przez miłość, a nie tylko stwierdzeniem, które wypowiedziały duchy nieczyste z dzisiejszego fragmentu Ewangelii: „Ty jesteś Syn Boży”?
Na koniec spróbujmy zobaczyć jeszcze raz jedną rzecz, żeby spróbować zrobić w sercu miejsce dla nadziei. „Szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach” – w naszym przyjściu do Pana, Jego uzdrowieniu i dzieleniu się z innymi, to tak naprawdę Pan jest pierwszy. To Jego „wielkie czyny”są pierwsze. Może zanim pójdziemy do Niego, gdzie wymagany będzie od nas pewien trud, potrzeba będzie nam usłyszeć o jakimś „wielkim czynie”, którego Pan dokonał w innej osobie? A może już w nas zaczynamy dostrzegać pewne światła i uzdrowienia? Może przez nie Bóg chciałby nas zaprosić do jeszcze bliższej relacji i bliższego „dotknięcia” się Go?
Poprośmy dzisiaj Pana, żeby pokazał nam te rzeczy, które już w nas dokonał i podziękujmy Mu za nie. A jeśli nie potrafilibyśmy takich rzeczy dostrzec w naszym życiu, poprośmy Go o osobę, która podzieli się z nami żywym Bogiem i pomoże nam odkryć, że On pragnie i w naszym życiu uczynić „wielkie czyny”.
Radosław Korkosz