„Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Chrystus wzywa nas dziś do naśladowania Ojca Niebieskiego w odpuszczaniu ludziom ich win, w odrzucaniu od siebie pokusy sądzenia innych i potępiania ich. Taka postawa otwiera nas na przyjęcie Bożego miłosierdzia, Bożego przebaczenia.
(Łk 6, 36-38)
Chrystus nie ma na myśli handlu wymiennego: „ile my damy ludziom, tyle otrzymamy od Boga”. Boże miłosierdzie nie jest zapłatą za nasze miłosierdzie okazywane innym. „Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia?” (Rz 8, 33) – czytamy w liście do Rzymian. Bóg nigdy nie zamyka dla nas swojego serca, nigdy nas nie odrzuca, nigdy nas nie potępia – jedyną osobą, która może mnie potępić, jestem ja sam. Ojciec umiłował nas jako pierwszy, gdy byliśmy grzesznikami, a Jego miłosierdzie na zawsze pozostanie niezasłużoną łaską. Na zbawienie niczym sobie nie możemy zasłużyć. Możemy je jedynie przyjąć, bądź zamknąć się na jego przyjęcie.
„Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. To nie od Bożej hojności, lecz od otwartości naszego serca zależy przyjęcie Bożego przebaczenia. Bóg pragnie dać nam wszystko, nie żałuje nigdy swej łaski – daje jednak tyle, ile jesteśmy w stanie przyjąć, tyle, ile od Niego oczekujemy. Miłosierdzie względem innych nie jest zapłatą za miłosierdzie nam okazane. Przebaczanie innym ma wychowywać nasze serca, aby były otwarte na przyjmowanie Bożego miłosierdzia. Dopiero gdy nauczymy się przyjmować innych z ich słabościami, będziemy potrafili przyjąć również naszą niemoc. To prowadzi do pokory, ona zaś otwiera nasze serca i prowadzi nas w ramiona Ojca. Ta pokora pozwala nam ze skruchą przyjąć Boże miłosierdzie.
Nie od mojego wysiłku, lecz od otwartości serca zależy przyjęcie Bożego przebaczenia. Czy głęboko w to wierzę?
Kacper Biłyk