Pewnego razu Jezus przechodził w szabat pośród zbóż. Uczniowie Jego, odczuwając głód, zaczęli zrywać kłosy i jeść ziarna. Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: «Oto twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat».A On im odpowiedział: «Czy nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy poczuł głód, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść ani jemu, ani jego towarzyszom, lecz tylko kapłanom? Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. Gdybyście zrozumieli, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”, nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu».

(Mt 12, 1-8)

Krótko po śmierci księdza Józefa Tischnera, przed ponad dwudziestu laty, opublikowano zbiór jego tekstów odnoszących się do różnych momentów roku liturgicznego. Jedno z rozważań – niekoniecznie związane z aktualnie przeżywanym przez nas okresem zwykłym, bo adwentowe – kończy wszakże uniwersalna konkluzja: „Przedziwna jest miłość. My jej nie rozumiemy, a w każdym razie nie tak, jak ona rozumie nas”.

Nie rozumieli miłości Chrystusa faryzeusze. Ciągle tkwili w podejrzliwości i nie potrafili uznać w Jezusie prawdziwego Boga. Nie pojęli oni miłości Tego, o którego chwałę tak skrupulatnie zabiegali przez wypełnianie nawet najdrobniejszych przepisów Prawa. Byli w tym wręcz nadgorliwi, bo od razu, bez dogłębnej analizy, zdyskwalifikowali czyn Chrystusowych uczniów. Tymczasem Pan dał konkretne przykłady w postaci historii Dawida i przepisów związanych z kultem świątynnym. To lekcja aktualna także dla nas. Trzeba nie tylko patrzeć, ale również zobaczyć. Nie można poprzestać na wrażeniach. Należy wniknąć w sedno.

Tymczasem i my nie rozumiemy miłości Jezusa. Popełniamy te same błędy, co niejeden faryzeusz. Pochopna ocena czy szybko sformułowany wniosek płyną z naszych ust bardzo często. Słowa pozbawione miłosierdzia kierujemy nieraz nawet względem bliskich i przyjaciół. Co więcej, odnosimy się tak do samego Boga, gdy sprowadzamy Go do roli kapryśnego władcy, którego należy obłaskawiać kolejnymi ofiarami i wyrzeczeniami, bez łączenia tych darów z nawróceniem i przemianą życia. Chrystus przypomina, że najbliższa jest mu szczera miłość. Z nią przychodzi do wszystkich ludzi w ofierze złożonej na krzyżu. W niej ukazuje prawdziwy sens każdej normy lub nakazu, będących nie celem, ale środkiem do niego.

Miłość Pana, tak rozumiejąca nasze najtajniejsze, wewnętrzne doświadczenia i tak wyrozumiała wobec nich, wiąże się z pytaniem: czy jestem człowiekiem gotowym przebaczać? Czy modlę się o odpuszczenie win i sam darzę nim bliźnich? Czy nie klasyfikuję, nie oceniam, nie szufladkuję innych zbyt łatwo? Czy myślę, że złożone ręce i zgięte kolana wystarczą?

Michał Grzesiak