„Zmienił Polskę, zmienił Kościół, wychował pokolenia” – tak Tomasz Terlikowski pisze o jednym z najważniejszych polskich duchownych. Chodzi tutaj o charyzmatycznego założyciela Ruchu Światło-Życie, czyli księdza Franciszka Blachnickiego. Jego życiorys jest fascynujący, a zwłaszcza jego droga wiary – od nie-wiary do wiary będącej świadectwem. Wiary, która pozwoliła mu zmienić po pierwsze samego siebie, a także innych ludzi, których spotykał, a wreszcie również oblicze Kościoła w Polsce.
Jak zmienić swoje życie? Nieraz chodzi nam po głowie taka myśl. Częściej jednak zastanawiamy się nad tym, jak zmienić świat wokół siebie, a myśl o zmianie własnego życia odkładamy na później. Przypomina to nieco książki leżące na półce, które mówią nam, że warto byłoby zabrać się za czytanie, ale żadna z nich nie jest dosyć interesująca. Albo skrzynkę mailową, która przeraża ilością nieprzeczytanych wiadomości, ale nigdy nie mamy czasu, aby je otworzyć. Historia księdza Franciszka Blachnickiego staje się inspiracją do konkretnej zmiany w swoim życiu – przede wszystkim do zmiany siebie, bo dopiero na takim „fundamencie” można próbować zmieniać świat.
Bóg nie był mi do niczego potrzebny
Świat oferuje nam tyle możliwości każdego dnia, że czasem (a raczej prawie zawsze) trudno nam podjąć decyzję. Chcielibyśmy, aby dzień miał więcej niż 24 godziny. Wiele razy zdarza się nam pomyśleć: gdybym miał jeszcze godzinę, może dwie, udałoby się wszystko zrobić. Czy jednak nie za często myślimy nad tym, co moglibyśmy zrobić, gdyby warunki na to pozwalały? O wiele łatwiej myśleć nie o tym, co tu i teraz, ale o tym, co mogłoby się stać.
Gdy w swoim zabieganiu człowiek na chwilę się zatrzyma, nie wie, co ze sobą zrobić. Za próżne uważa szukanie w tym wszystkim Boga. Na to przecież nie ma dzisiaj czasu! Franciszek Blachnicki, wracając do czasów swojej młodości, wspominał, że choć z domu rodzinnego wyniósł wszystkie praktyki religijne, po czasie zobaczył, że nie mają one sensu, a nawet, że przeszkadzają. Plany, marzenia – to, co takie piękne, odległe, z dalekiej perspektywy – idealne, własne, „w tym wszystkim nie było miejsca dla Boga (…), Bóg mi nie był do niczego potrzebny”, mówił ks. Blachnicki.
Choć w tym zabieganym świecie brakuje nam czasu dla Boga, to jednak staramy się odnaleźć sens i cel w życiu. Zaś tęsknota za czymś więcej jest właśnie pierwszym krokiem ku Bogu. Ks. Tomáš Halík mówił, że „wiara bez elementu tęsknoty jest kaleka, jeśli nie martwa”. Czasem naprawdę trzeba sięgnąć przysłowiowego „dna”, by wyrwać się z poczucia bezsensu.
Panie, Ty przyszedłeś, przywróciłeś mi wzrok
Franciszek Blachnicki, opisując swoje nawrócenie, zwracał uwagę, że Bóg nagle zmienił jego życie. Przebywając w celi śmierci, zdecydował się sięgnąć po pewną książkę religijną. Zrobił to jednak nie z pobudek duchowych, ale dla zabicia czasu. Wtedy właśnie uświadomił sobie, że jego życie może być inne – duchowe, a nie skazane na ciągłą gonitwę za rzeczami materialnymi. Po latach pisał: „Nie wiedziałem jeszcze, w co wierzę, (…) to było jakby ktoś w ciemnej celi przekręcił kontakt. (…) Po prostu Panie, Ty przyszedłeś, przywróciłeś mi wzrok”. Bóg często posługuje się naszymi czynami, które mogą się wydawać bezsensowne, niepotrzebne, głupie – nawet tak prozaicznymi, jak lektura przypadkowej książki w wyniku znudzenia. Nie zawsze działanie Boga jest widoczne i spektakularne. Nie musimy usłyszeć żadnego głosu, czy też doświadczyć konkretnego działania, którego nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć. Nawrócenie księdza Blachnickiego pokazuje, że najprostsza ludzka czynność może być dla Boga sposobem całkowitej przemiany czyjegoś życia. Może ona stać się drogą do głębokiej wiary.
Wiara z natury domaga się świadectwa
Wiara jest tak mocno związana z koniecznością świadectwa, że gdy go zabraknie, staje się wybrakowana. Ksiądz Blachnicki mocno podkreślał, że to, co otrzymaliśmy od Boga, co jest Jego wielkim darem dla nas wymaga świadectwa. Naturalną konsekwencją przyjęcia daru wiary jest konkretne działanie. Tak przeżywana wiara, pomimo bycia „pod ciągłym ostrzałem” różnych niepowodzeń, prowadzi do stałości i wierności. Nie będzie ona czymś obcym, czymś „z zewnątrz”, ale tym, czym faktycznie żyjemy. Właśnie tak na dar wiary, otrzymany od Boga w celi śmierci, odpowiedział Blachnicki – konkretną postawą życiową, świadectwem. Papież Franciszek wspominał kiedyś rozmowę ze studentem, w której wyraził, czym tak naprawdę ma być żywa wiara: „Kiedyś w Polsce pewien student zapytał mnie: «Na uniwersytecie mam wielu kolegów ateistów. Co powinienem im mówić, żeby ich przekonać?». «Nic, mój drogi, nic! Ostatnią rzeczą, jaką powinieneś robić, jest mówienie czegoś. Po prostu żyj, a oni, widząc twoje świadectwo, będą cię pytać: ‘A dlaczego tak żyjesz?’».
Moja droga
Pozostaje na koniec zadać sobie kilka pytań: czy dostrzegam w swoim życiu tęsknotę za Bogiem? Czym jest dla mnie wiara? Czy potrafię w drobnych, codziennych wydarzeniach dostrzec działanie Boga? Jakie mam oczekiwania wobec Niego? Czy moja wiara nie jest zbudowana tylko na emocjach? A wreszcie: czy wiara pociąga mnie do konkretnego działania, do dawania świadectwa? Nie można zatrzymać się na samych rozważaniach. Świadczy o tym postawa księdza Blachnickiego: im mniej będzie zastanawiania się nad abstrakcyjnymi ideami czy rozważań, a więcej konkretnego działania, życia świadomie, głęboko i odpowiedzialnie, tym prawdziwsza będzie nasza wiara. Droga żywej wiary zawsze prowadzi do dawania świadectwa.
kleryk Bartłomiej Pluta