Ognisko, aby mogło długo płonąć, potrzebuje twardych i solidnych kawałków drewna. Drobne gałązki w mgnieniu oka zajmują się ogniem, równie szybko jednak zamieniają się w popiół i dym. Ci zaś, którzy szukają światła i ciepła, szukają ognia, który będzie płonął długo. Dopiero przy takim ogniu mogą rozgrzać swoje serca żarem nadziei.

Dosyć często spotykamy w swoim życiu ludzi, o których można powiedzieć, że mają „słomiany zapał”. Kiedy odkryją coś nowego i znajdą w tym upodobanie, w krótkim czasie zapominają o wszystkim innym. Ta nowa rzecz wywołuje u nich wielki zachwyt. Myślą tylko o niej, wszystko robią przez wzgląd na nią. Jak szybko jednak tę rzecz pokochali, tak szybko staje się im zupełnie obojętna. Ludzie ci „wypalają się” i szybko tracą wiarę w sensowność nowości, którą odkryli. Porzucają swoją „miłość” i prędko biegną, aby odkryć nową i w niej szukać sensu swojego życia.

Jest to trudna diagnoza, niestety coraz częściej prawdziwa. Problem wzmaga się w naszych czasach, w których oferta nowych zainteresowań jest niesamowicie bogata. Przejawia się on nie tylko w rzeczach błahych, ale również w kwestiach najistotniejszych, takich jak niezdecydowanie w wyborze drogi życiowej albo ciągłe zmienianie partnera. Siłą rzeczy wypalonych ludzi jest coraz więcej. Święty Jan Chryzostom, żyjący ponad szesnaście wieków temu, również dostrzegał ten problem. I znał jego rozwiązanie. „Jak bowiem ogień z chrustu się wznoszący, ledwo zapłonie, staje się popiołem, a twarde drwa nie łatwo ulegają spaleniu, lecz długo zatrzymują płonący ogień, tak dusze mocne i stałe ani nie zapalają się łatwo, ani nie gasną; słabe zaś w jednej chwili doznają jednego i drugiego”.

Roztropnie się zapalać

Przywołany obraz ogniska jest bardzo wymowny. Twarde drwa, które ostatecznie stają się podłożem dla długo płonącego ognia, są symbolem silnych i mocnych dusz, które ani łatwo nie zapalają się do nowych rzeczy, ani prędko nie odrzucają tych, które wybrały.

Łatwo zapalić w sobie miłość do czegoś, co przysłowiowo „wpadło w oko”. Niezależnie od tego, czy mowa jest o rzeczy materialnej, o zainteresowaniu czy o osobie, która może stać się bliska i towarzyszyć przez kolejne lata. Człowiek ma w jakimś stopniu wrodzone pragnienie poszukiwania nowości. Kiedy nudzą mu się stare, utarte schematy, prędko zapala się pragnieniem odnalezienia czegoś świeższego. Przykre jest, że dotyczy to nawet tak poważnych kwestii, jak budowane od lat relacje przyjacielskie czy nawet małżeńskie.

O wiele trudniej jest ochłonąć z emocji i zaczekać. W emocjach działa się gwałtownie i szybko, kierując się intuicją. Przez to jednak można łatwo zabłądzić. Prawdziwa mądrość polega na tym, aby dać sobie czas, zatrzymać się, nie decydować od razu. Może się okazać, że emocje wnet przejdą, a razem z nimi pragnienie. Jak szybko się pojawiło, tak szybko zgaśnie. Człowiek o silnej duszy zrozumie, że było ono czymś ulotnym, tak naprawdę niewartym uwagi. Słaby płomień nie będzie w stanie rozpalić twardego kawałka drewna tak łatwo i szybko.

Dochować wierności

Jeszcze bardziej wymagające wydaje się dochowanie wierności czemuś, co się wybrało. Trudno jest podtrzymać pasję i rozwijać talent, gdy przychodzą pierwsze trudności; trudno jest walczyć o przyjaźń, gdy przychodzi kolejny kryzys, gdy po raz kolejny serce zostało zranione przez zawód; trudno jest wytrwać w małżeńskiej miłości, gdy wszystko zdaje się obracać przeciwko niej. Walka o wierność to ciągłe zmaganie, które w tym życiu nie znajdzie kresu.

Gdy na takie chwile popatrzy się z dystansu, okazuje się, że są one jak powiew silnego wiatru, który próbuje zgasić płonący konar. Kiedy nadchodzi wiatr, ogień zdaje się gasnąć. Gdy jednak wiatr słabnie, ogień staje się silniejszy i większy, niż był przed nadejściem wiatru. Wiatr ostatecznie podsyca płomienie, sprawiając, że drewno płonie jeszcze silniej, dając więcej ciepła i więcej światła. Silne dusze, które potrafią przetrwać trudny czas, dobrze o tym wiedzą. Właśnie dlatego ich zamiłowanie nie maleje, ale wzrasta z biegiem lat. Każdy kryzys sprawia, że ich miłość płonie jeszcze żywszym ogniem.

Rozgrzać wychłodzone, rozświetlić zaciemnione

Można by było postawić pytanie, po co tak wiele starań. Czy nie łatwiej byłoby żyć beztrosko? Czy nie łatwiej byłoby odpuścić sobie walkę o wierność i pozwolić sobie na szukanie co rusz nowych zamiłowań? Tak, można tak żyć. Wówczas jednak człowiek jest jak chrust, który prędko staje się popiołem i dymem. Przestaje dawać światło i ciepło.

Jest wielka różnica między spalaniem się, a wypaleniem. Każdy człowiek intuicyjnie zna to rozróżnienie. Jest ono wpisane w ludzkie serce. Wypalenie wywołuje frustrację, a spalenie – satysfakcję i radość ze składania swojego życia w ofierze. Czy matka mimo zmęczenia nie odczuwa radości, kiedy poświęca wszystkie swoje siły z troski o swoje dziecko? Czy ojciec, pracujący do późnych godzin, aby jego rodzina miała co jeść, nie odnajduje prawdziwego szczęścia? Czy Chrystus, umierając na krzyżu, ofiarując na nim siebie w całości, nie był szczęśliwy ze zbawienia, które zaofiarował każdemu?

Twarde drwa długo się spalają. Zbliża się do nich wiele osób. Wiedzą one bowiem, że znajdą w tych drwach stałe źródło ciepła. Tam rozgrzeją swoje serca, wychłodzone lękiem i zwątpieniem. Tam odnajdą światło, którego brakuje im w mroku codzienności. Silne dusze spalają się, bo wierzą w sens spalania pełnego miłości. Wiedzą, że więcej jest radości w dawaniu, aniżeli w braniu. Dusze te poznały wartość ofiary. One wiedzą, że w tym jest prawdziwe szczęście – w byciu twardymi drwami, które płoną Bożym ogniem.

kleryk Kacper Biłyk