Jezus nazywa błogosławionymi tych, którzy słuchają i zachowują Jego Słowo, co więcej, określa ich jako swoją rodzinę. Teoretycznie do tej rodziny należymy, jak jest jednak z praktyką?
Codziennie prowadzimy wiele rozmów. Przyjemnie jest nam słuchać przemyślanych zdań, ważnych słów, mądrych pytań, stosownych odpowiedzi. Dobrze jest każdego dnia otrzymywać słowa życzliwe, które budują, motywują, umacniają, stają się plastrem miodu, słodyczą dla języka, lekiem dla duszy… Jednak czy tak jest? Może w naszej codziennej prozie jest tak, jak pisał w jednym wierszu Tadeusz Różewicz, że słowa zostały już zużyte, przeżute jak guma do żucia […], osłabione przez polityków […], owinięte w gazetę […], ukryte w głowach, ukryte w sercach, ukryte pod sukniami młodych kobiet […] wybuchają i zabijają. Może chce się powtórzyć za innym poetą, Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem: O słowa, słowa, słowa duszy, po cóżem tyle was rozrzucił? By lada czop je obwąchiwał? Aby je lada kołek nucił…?
Wielość programów radiowych i telewizyjnych, obfitość gazet i czasopism, mnóstwo stron internetowych, forów i aplikacji, na których się logujemy, sprawia, że słowa wypowiadane są przez nas codziennie w wielkiej obfitości. Czy jednak są to Boże Słowa, czy są one przemodlone? Niejeden raz wielu z nas żałowało wypowiedzianego słowa, podjętej niepotrzebnie dyskusji, która przerodziła się w kłótnię, a czasami konflikt, który trwa może do dziś… Słowa na pozór to tylko rzędy liter, a jednak dobrze wiemy, że potrafią ranić niczym sztylety, czasem uderzyć mocniej niż czyjaś pięść. Jednak nie muszą one ranić – i na pewno nasze słowa nie powinny krzywdzić, bo jesteśmy uczniami Jezusa, który daje nam Słowa szczególne, emanujące mądrością, miłością, wolnością i odwagą, tak bardzo potrzebną do życia. Czy potrafimy się nimi zachwycić? Czy chcemy ich uważnie słuchać? Wierzymy w ich moc? Może kazaliśmy zamilknąć Ewangelii w naszych relacjach, a wpuściliśmy do nich kogoś innego?
Jezus zawsze wiedział, co i jak powiedzieć. Potrafił rzucić wyzwanie, zwrócić uwagę, zganić, ale był też w stanie pocieszyć, dodać nadziei i odwagi do działania. Słowo Boże jest zatem wzorem dla naszej codziennej komunikacji interpersonalnej. Może warto przypatrzeć się dogłębnie naszej relacji ze Słowem Bożym? Na jakim etapie się znajdujemy?
Przyjmujesz?
Ty i ja mamy wiele okazji do przyjęcia Słowa Bożego. Dzisiaj Ewangelia jest dostępna wszędzie, tylko czy chcemy do niej sięgać? Mówi się o trzech kategoriach tego, w jaki sposób przyjmujemy Boże Słowo: Pierwszym jest czytanie. Czytamy Słowo, kiedy przyjmujemy je w czasie rzeczywistym. Niezależnie od tego, czy ktoś je czyta, a my to słyszymy, czy też czytamy sami, przyswajamy je regularnie. Po drugie, przyjmujemy słowo w nauce, kiedy zadajemy pytania i sprawdzamy wyjaśnienie w komentarzach. Studiowanie to sposób, w jaki się w to angażujemy, w jaki zatrzymujemy się i próbujemy znaleźć odpowiedzi na pytania, aby lepiej zrozumieć czytaną treść. Wreszcie trzecia kategoria to medytacja. Medytacja jest bardzo niedoceniana, często się o niej zapomina, a właśnie w ten sposób Biblia najlepiej do nas dociera. Medytacja pozwala zastosować Słowo w praktyce i uczynić z niego pokarm dla duszy.
Odpowiadasz?
Wszyscy doskonale wiemy, że musimy zrobić coś więcej niż tylko otrzymać Słowo Boże: należy ochoczo odpowiedzieć na to, co otrzymaliśmy. Słowo Boże tylko wtedy powoduje duchowy wzrost, kiedy właściwie odpowiadamy na nie, stosując je i konsekwentnie wdrażając w nasze życie! Załóżmy, że zmagasz się z obmową, niekontrolowaniem swojego języka, może nadal pozwalasz od czasu do czasu wymykać się kilku przekleństwom. Właściwą odpowiedzią byłoby zobowiązanie się do zaprzestania przeklinania i upewnienie się, że słowa, które wypowiadasz, podobają się Panu. Odnosi się to również do naszej odpowiedzi na Słowo Boże. Powinniśmy natychmiast zareagować, poprawiając błędy objawione przez Słowo Boże. Cokolwiek Słowo Boże nam objawia, „wyrzuca” – powinniśmy być gotowi na to odpowiedzieć. Musimy chcieć pozwolić Słowu Bożemu przeniknąć do najgłębszych zakamarków naszego umysłu, serca i życia, aby upodabniało nas do obrazu Jezusa Chrystusa, żywego Słowa.
Przekaż dalej!
Jeśli szczerze pragniemy duchowego wzrostu, musimy uważnie wsłuchiwać się w Słowo Boże z pragnieniem wewnętrznej i zewnętrznej przemiany. Powinniśmy czytać Słowo osobiście i konsekwentnie koncentrować się na nauczaniu i głoszeniu Słowa. Ci, którzy trwają w Słowie Bożym, nie tylko będą słuchaczami Słowa, ale zaangażują się w realizację zadań, które przekaże im Bóg. Staną się nośnikami Ewangelii w swojej codzienności, kolejnym rozdziałem Dziejów Apostolskich, być może jedyną Ewangelią, którą ktoś przeczyta w swoim życiu. Kiedy zdecydujemy się głosić Boże Słowo w codziennym życiu, to ono zmieni świat na lepsze, a bez wątpienia zmieni serce każdego z nas.
Życie każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych nie jest łatwe. To trudne i wymagające, ale możliwe i bez wątpienia jest najlepszym sposobem na życie. Kiedy zapytano Jana Chrzciciela: „Kim jesteś?”, jego prosta odpowiedź brzmiała: Jestem głosem wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Panu. Bóg poszukuje dziś kogoś, przez kogo może pokazać Swoją wspaniałość. Czy będziesz dzisiaj Jego głosem? Co powiesz? Niech Jego wypowiedziane Słowo uaktywni się w Tobie, abyś mógł wydobyć z siebie wieczne, przemieniające słowa Boga. Za słowami Boga kryje się ogromna moc, która może przemienić największego grzesznika w świętego, może przeprowadzić z ciemności do światła. Jeśli chcemy, aby nasze słowa miały moc Boga, czytajmy je codziennie i często cytujmy Jezusa, użyczajmy Mu swoich ust w rozmowach z ludźmi. Dzielenie się słowem przemyślanym i przemodlonym będzie dawało nam i innym moc do przezwyciężania codziennych trudności. Tylko nie lękajmy się na nie otwierać, bo ono daje nowe widoki, szerokie horyzonty, niesie świeżość patrzenia, optymizm i radość życia.
kleryk Krzysztof Kawik