Życie w zgodzie z samym sobą jest istotne, by być autentycznym przed sobą i przed drugim człowiekiem. Niezbędne jest pogodzenie się z własną przeszłością, by pogodzić się z teraźniejszością, co ułatwi nam akceptację tego, co ma nadejść w przyszłości. Ponad kwestią zaakceptowania siebie jest jeszcze pojednanie się z Bogiem. Najlepiej te dwa aspekty łączy sakrament spowiedzi świętej, gdzie stajemy w prawdzie przed Nim i przed samym sobą. Pojednanie w tych dwóch płaszczyznach prowadzi do radości i spokoju wewnętrznego.
Szukając szczęścia na ziemi, dochodzimy do pojednania…
Nosimy w sobie wiele niezapomnianych emocji, relacji, przeżyć, wydarzeń z przeszłości. To, co w świecie fizycznym już jest skończone, w umyśle ludzkim często nadal trwa. Czy to dobrze? Zależy. Zależy od tego, jaki ma to na nas wpływ. Kiedy nie możemy się pogodzić z własną przeszłością, kiedy koniecznie chcielibyśmy cofnąć czas, wtedy należy przypatrzeć się tej sytuacji i spróbować pracować nad sobą, nad postrzeganiem własnej przeszłości. Czasu nie cofniemy, ale możemy zmienić swoje myślenie, dokonać aktu nawrócenia. To właśnie oznacza greckie słowo metanoia — zmianę myślenia. Taką zmianę myślenia, dzięki której możemy pogodzić się z nieodwracalną przeszłością. Zaakceptować siebie takiego, jakim się jest. Bo dopiero stanięcie w prawdzie przed samym sobą i nieukrywanie przeszłych faktów pozwala na odnalezienie w swoim życiu prawdziwego szczęścia.
…szukając zaś szczęścia w niebie…
Wielu pyta: jak możemy stać się szczęśliwi? Między innymi przez pojednanie z własną historią życia. Co w takim razie należy robić? Przede wszystkim warto ustalić sobie swoją hierarchię wartości. Przemyśleć, co u nas zajmuje pierwsze miejsce. Co jest centrum naszego życia, wokół którego kręci się nasza myśl, nasze słowo i nasz czyn. Słońce w układzie słonecznym zajmuje centralne miejsce i wszystko „kręci się” wokół niego. Wszystkie planety i ciała niebieskie są uzależnione od Słońca, a co więcej, każda zmiana na Słońcu ma istotny wpływ na funkcjonowanie życia na Ziemi, a także na własności fizyczne innych ciał niebieskich. My z kolei powinniśmy uczynić jaśniejącym Słońcem i centrum naszego świata Jezusa Chrystusa i być od Niego tak mocno zależni, jak zależne są planety od Słońca.
…dochodzimy do rany centralnej.
Choć zmienia się świat, w jego centrum wciąż stoi krzyż. Widzimy zmieniającą się kulturę, powstające nowe ruchy czy ideologie, widzimy ciągłe spajanie i mieszanie się kultur w ramach zjawiska globalizacji. Wobec zmiennego świata wciąż na Golgocie stoi ten sam, niezmienny krzyż, który wpasowuje się w każde czasy i w każdą kulturę. Zranienia, które noszę w sobie i cała moja bolesna przeszłość jest zawarta w tym właśnie krzyżu, który przyjął na siebie Syn Boży. Co konkretnie jest krzyżem mojego życia? Jakie wydarzenie mam wciąż w pamięci? Czego nie mogę sobie wybaczyć do dzisiejszego dnia? Co jest moją raną centralną? Czy moja centralna rana jest wciąż niezagojona? Jeśli tak, wciąż będzie dawać o sobie znać, wciąż będzie krwawić na nowo i przyprawiać o ból. Jak rana fizyczna na ciele. Niezatamowana wciąż daje o sobie znać. Zaczyna krwawić na nowo, odnawia się. Wciąż boli. Czuję ją, ale mimo wysiłków zatamowania krwotoku przynosi to tylko chwilowe ukojenie. Za jakiś czas znów opatrunek przerwie się i zacznie się wylewać krew.
Te ciężko gojące się rany…
Nasza rana centralna niech zostanie ukrzyżowana razem z Chrystusem. Ofiarujmy ją Bogu. Bądźmy towarzyszami na drodze krzyżowej Syna Bożego. Z Jerozolimy podążajmy za Jego krokami, przeżywając, skupiając się na tej naszej ranie, myśląc nad nią, nad jej przyczynami i skutkami. Złączmy się z ogromem cierpienia Jezusa, kiedy na gołe, pobite, oplute i ubiczowane ciało nakładają kolejny ciężar, jeszcze bardziej bolesny, wydający się nie do uniesienia. Doświadcza jeszcze większego przytłoczenia, bólu, ucisku. Mimo tego wszystkiego Jezus nie poddaje się i zmierza na Golgotę. Umiera, a po trzech dniach Zmartwychwstaje. Pozostawia jednak na swoim ciele uwielbionym pięć ran, przypominających o gwoździach, którego Go przebiły i o włóczni, która przeszyła Mu bok. Te rany Chrystus zabiera ze sobą do nieba. Nasze rany, ofiarowane Mu, również zanosi do Ojca. Pięć ran, w których jest też moja rana centralna, zostały uświęcone, pobłogosławione i przyjęte przez Boga Ojca w niebie.
…będą miejscem szczególnej obecności Boga.
Tam, gdzie są nasze największe zranienia, tam tym bardziej objawi się łaska i miłosierdzie Boże, tam tym bardziej doświadczymy Jezusa, kojącego nasz ból. Także i w naszą ranę centralną Bóg wejdzie, zamieszka w niej, aby ją opatrzyć i pozwolić jej się zabliźnić. Podczas Paschy Jezus przeszedł drogę od Ogrójca, przez Golgotę, aż po Zmartwychwstanie. Pascha oznacza przejście. Nasza rana centralna może stać się naszą paschą, naszym przejściem – przejściem ze śmierci do życia. Paradoksalnie właśnie dzięki tej ranie może się dokonać w naszym życiu głębokie nawrócenie. Gdy zrozumiemy sens tego, co nas spotkało, gdy pojednamy się z własną historią życia, dotrzemy do odkrycia prawdziwego szczęścia. Odnajdziemy je w Chrystusie, który wraz z nami przeszedł drogę pojednania z samym sobą.
kleryk Mateusz Michalik