Od kilku dni towarzyszymy Jezusowi i Jego uczniom w Ostatniej Wieczerzy według relacji Jana, kiedy to najbliżsi Jezusowi dostają jeszcze pewne pouczenia i wskazówki przed dopełnieniem dzieła odkupienia. W tej wyjątkowej atmosferze niepewności i lęku, gdyż uczniowie na pewno odczuwali, że zaraz wydarzy się coś niesamowitego, a zarazem przerażającego, padają słowa pełne nadziei i siły: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (por. J 15,15). Tutaj objawia się dla mnie piękno chrześcijaństwa. Bóg daje mi wolność, ale nie pozostawia mnie samego, na pastwę moich słabości. Jeżeli zgodzę się być Jego przyjacielem, czyli zostawię swoje plany i pomysły na siebie i Jemu zaufam, poświęcając nieco czasu dla Niego, dowiem się, jaki scenariusz na dany dzień, tydzień, miesiąc, rok czy całe życie przygotował dla mnie Pan. Nie ma przede mną żadnych tajemnic w tej kwestii, gdyż już udowodnił mi, że Jego słowa są prawdziwe. Nie kłamie, że kocha mnie bezgranicznie, umierając za mój grzech na krzyżu, bo przecież „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (por. J 15,13).

W dzisiejszej Ewangelii również przekazuje mi ten scenariusz i propozycję zadań do wykonania. Obecne zadanie wydaje się bardzo proste, aż może zbyt proste, ale wierzę, że to Duch Święty podpowiada: „idź i przynieś owoc”. Jaki owoc? Skąd? Gdzie? Przecież nie przyniosę Panu Bogu jabłka czy brzoskwini i nie położę go przy tabernakulum, nie jestem w końcu rolnikiem ani sadownikiem. Oczywiście, że nie, ponieważ tam nie ma „idź i przynieś MI owoc”, ale dalej „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali” (por. J 15,12). To jabłko i brzoskwinię zaniosę mojemu bratu i siostrze, którzy ich potrzebują, a w których przecież mieszka Bóg. Nie mogę się z nimi dzisiaj spotkać, aby zadbać o ich zdrowie i bezpieczeństwo, więc zadzwonię i poświęcę im czas, podzielę się dobrym słowem, jak Jezus z Apostołami, pośmieję się albo razem z nimi popłaczę, a kiedy nawet tego nie będę mógł zrobić, pomodlę się za nich, przyjmę za nich Komunię Świętą albo ofiaruję post. Tak możemy mieć pewność, że jesteśmy przyjaciółmi Jezusa i zrobiliśmy to, co najlepsze, gdyż właśnie On nam to zaproponował. I chociaż czasami taki uczynek może nas kosztować bardzo wiele potu i łez, zawsze o pomoc i wsparcie możemy poprosić Jego.

PYTANIA:

  1. Kiedy po raz ostatni zadzwoniłem do osób mi najbliższych: rodziców, dziadków, dzieci, rodzeństwa albo przyjaciół? Kiedy ostatni raz coś dla nich poświęciłem? Kiedy to zrobię?
  2. Na ile jestem gotowy zrezygnować ze swoich planów, a czasami i nawet marzeń, i otworzyć się na propozycję Jezusa, która wydaje się być nieatrakcyjna? Na ile jestem Jego przyjacielem?

Jezus powiedział do swoich uczniów: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.

(J 15, 12-17)

kl. Michał Krasowski