„Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” (J 15,16) – słowa, które Chrystus wypowie do swych uczniów tuż przed Męką, spełniają się już w czasie Jego pielgrzymowania po miastach Palestyny i głoszenia nadejścia Królestwa Bożego. W dzisiejszej Ewangelii przywołuje On do siebie dwunastu swoich uczniów, apostołów, wysyłając ich do zagubionych owiec z narodu izraelskiego, oczekujących przyjścia Tego, którego przepowiadali prorocy. Apostołowie, obdarzeni przez Chrystusa mocą z wysoka, ruszają, aby przepowiadać Dobrą Nowinę. Uzdrawiają chorych, wypędzają złe duchy, leczą wszystkie słabości wśród ludu – wszystko dzięki władzy, która została im powierzona przez Chrystusa. Ci sami jednak apostołowie, którzy cieszyć się mogli otrzymaniem tak wielkich łask od Syna Bożego i zostali nazwani Jego przyjaciółmi (J 15,14), wkrótce opuszczą Go w chwili próby, ulegając przerażeniu w godzinie pojmania.
„Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2,13). Miłość Boża nie zna żadnych granic, a litość, która ogarnia Boga na widok owiec opuszczonych, zagubionych i potrzebujących pasterza, przenika do samej głębi Jego Boskie Serce. Przenika tak bardzo, że oddaje za nie swoje życie. Opuszczony Chrystus umiera za swoich uczniów, za tych, których wciąż nazywa przyjaciółmi, mimo, że odwrócili się do Niego plecami. Daje wyraz najgłębszej miłości nie tylko przez to, że oddaje życie za przyjaciół swoich (por. J 15,13), ale również przez to, że umiera za nich, gdy są jeszcze grzesznikami (por. Rz 5, 8). W tym najdobitniej, poucza nas święty Paweł, ukazuje się ogrom Bożej miłości ku człowiekowi – w tym, że Syn Boży umiera za nas wtedy, kiedy my Go opuszczamy, gdy żyjemy z dala od Niego, gdy z naszej winy na Krzyżu wisi samotnie. „Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednanymi, dostąpimy zbawienia przez Jego życie” (Rz 5,10). Niepojęta miłość Boża pozwala na to, by Najświętsze Serce Chrystusa zostało przebite włócznią na Krzyżu. Wówczas staje się ono źródłem Odkupienia i wszelkiej siły, która uzdalnia nas do życia chrześcijańskiego – staje się pełnią, z której otrzymuje każdy z nas, łaskę po łasce (por. J 1,16).
W jaki sposób możemy dzisiaj posilić się z zastawionego przed nami stołu Słowa Bożego? Jaką naukę niesie dzisiejsza Liturgia Słowa? Czego uczy nas Chrystus, umierający za nas wówczas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, dochowujący wiary na wieki? Wskazuje On każdemu z nas, że poleganie wyłącznie na własnych siłach i zdolnościach prowadzi człowieka do frustracji i pustki. Jako winne gałązki, nie jesteśmy w stanie uczynić nic, gdy nie czerpiemy soków życia z krzewu Chrystusowego Krzyża. Szymon Piotr, nazwany w dzisiejszej Ewangelii pierwszym z apostołów, obiecuje Chrystusowi wierność aż po śmierć – gdy jednak przychodzi chwila próby, wypiera się Go. Ta scena powtarza się wielokrotnie w naszym życiu, ilekroć dochodzimy do wniosku, że uczynimy wielkie rzeczy, dzięki własnym staraniom i walce pokładającej ufność we własnych siłach. Człowiek, który zapomina o tym, że źródło wszelkiej łaski i siły nie leży w nim samym, ale w Bogu, zaczyna wkraczać na bezdroża. Gdyby apostołowie nie otrzymali od Chrystusa władzy i mocy z wysoka, nie uzdrowiliby ani jednego chorego; nie wyrzuciliby ani jednego złego ducha; nie byliby w stanie głosić zagubionym owcom z narodu izraelskiego, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem. Krzyż, pod którym nie było prawie żadnego z apostołów, jest jasnym znakiem tego, że bez łaski Bożej pozostajemy bezsilni. Śmierć Chrystusa za nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, jest najdoskonalszym wyrazem ogromu Bożej miłości do człowieka – miłości wszechogarniającej, miłości bezwarunkowej i niepojętej, miłości, która czyni nas zdolnymi do działania i czyni gotowymi do głoszenia Ewangelii.
Boża łagodność i zatroskanie o każdego człowieka znajduje wyraz nie tylko w Chrystusie litującym się nad tłumami, będącymi jak owce niemające pasterza. W wymowny sposób przedstawia ją dzisiaj również autor starotestamentalny, mówiąc, że Bóg, wyprowadzając swój naród z niewoli, niósł go na skrzydłach orlich i wiódł do samego siebie. Niósł go na własnych skrzydłach i prowadził ku szczęśliwości, ściągając z niego jarzmo niewoli, jarzmo bólu i cierpienia. Bóg ukazuje się nam jako zatroskany i miłosierny Ojciec, pełen litości i łagodności, przejęty do głębi naszym zagubieniem. On sam pragnie nieść każdego z nas ku sobie, otaczając nas z każdej strony swą łaską; pozwala odnajdywać ukojenie naszych zbłąkanych serc w swoim Najświętszym Sercu, będącym ich Królem i zjednoczeniem. Prosi nas tylko o jedno – byśmy nie pokładali ufności w samych sobie, ale tylko w Nim; w Jezusie Chrystusie, który jest naszym pokojem (por. Ef 2, 14).
Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce niemające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszelkie choroby i wszelkie słabości. A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: »Bliskie już jest królestwo niebieskie«. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.
Mt 9, 36 – 10, 8
kl. Kacper Biłyk