Modlitwa to jedna z najważniejszych i najbardziej podstawowych płaszczyzn relacji z Bogiem każdego chrześcijanina. Wszyscy przecież mogą czynić uczynki miłosierdzia, kochać bliźnich, pomagać potrzebującym, studiować teologię, wiedzieć „wszystko” o Bogu… Nikt jednak, oprócz człowieka wiary, nie jest w stanie się modlić, bo jeżeli nie wierzy, że On rzeczywiście istnieje i że w swojej dobroci chce dla nas tego, czego najbardziej potrzebujemy do życia, to wszelka modlitwa jest bezsensowna.
O modlitwie „Ojcze nasz” napisano już setki komentarzy egzegetycznych, pobożnych lektur, wygłoszono tysiące homilii, a i tak nadal wielu ludzi na świecie twierdzi, że nie umie się modlić, nie jest w stanie nawiązać relacji z Chrystusem i patrzy na ludzi religijnych z pewną dozą zazdrości. Chyba gubimy często te dwa niezbędne warunki, które Chrystus podał nam w kontekście najważniejszej modlitwy dzieci Bożych, modlitwie Pańskiej, a więc brak gadatliwości i przebaczenie. To od nich w głównej mierze zależy, jaka będzie jakość naszej modlitwy, jej smak i duchowa obfitość, czy cokolwiek zmieni ona w naszej ludzkiej percepcji i porządku serca, czy też wszystko zostanie tak, jak było, a my będziemy mieli w sercu fałszywe przekonanie, że „przecież się pomodliłem!”
Gadatliwość. W sumie to pewnie wszystkim nam zdarza się modlitewna gadatliwość, lub w jakimś stopniu nie rozumiemy, czym ona tak naprawdę jest, albo raczej czym nie jest. Spotkałem się w swoim życiu ze zdaniami, że różaniec jest najbardziej gadatliwą modlitwą świata i wystarczy jedynie 15 minut, żeby szybko zmówić i „zaliczyć” spotkanie z Matką Bożą. Słyszałem wiele opinii, że dłuższa adoracja Najświętszego Sakramentu jest marnowaniem czasu – lepiej przecież pogadać z przyjaciółmi, przeczytać jakąś książkę, pobiegać, a przecież chwila westchnienia do Jezusa i… wszystko „załatwione!” Często i ja sam gubię się w tych naszych śmiesznych, pseudoduchowych rachunkach. Przyznaję, że czasami po dwóch godzinach rozmowy z kolegą czuję jeszcze niedosyt, ale czy mam tak po modlitwie?
Ostatnio snując się powoli w ulicznym korku, przejeżdżałem obok leżącego na ziemi człowieka. Był po wypadku, jego głowa była cała we krwi, a sam poszkodowany wił się i pocił na gorącym bruku. Jego przyjaciele, gdy mnie zobaczyli (a prowadziłem samochód w koloratce), pochwalili Pana Boga i wymownie spojrzeli. Karetka jechała paręnaście metrów za mną – miałem tylko parę sekund by „coś zrobić”… W tamtej chwili zrozumiałem, że mogę, a nawet muszę, bez żadnej zbędnej gadatliwości, potoku słów i schematycznych formułek modlitewnych za konających, modlić się za tego mężczyznę naprawdę tylko króciutką chwilę, ale jakże bardzo ważną i przełomową dla jego duszy, może nawet najważniejszą. Gdybym mógł, zostałbym dłużej, i nie wydaje mi się, bym przez te następne paręnaście minut był gadatliwy i zamęczał Dobrego Boga swoimi prośbami o przebaczenie dla mojego bliźniego. Granica gadatliwości przebiega prosto przez nasze serca, między poczuciem bycia usprawiedliwionym przed Bogiem, a głębokim wołaniem serca, że jeszcze nie dość jesteśmy Jezusowi, między czasem, który chcemy spędzić na klęczkach, a tym, który chcemy spędzić na rozmowie z kumplem, czy oglądaniu telewizji, między naszymi rozterkami, czy mamy coś do powiedzenia Chrystusowi, czy raczej On wszystko wie i nie musimy Mu nic mówić, ani „zawracać głowy.” My sami dobrze wiemy, kiedy nie chcemy być gadatliwi, a kiedy po prostu nie chcemy się „naprzykrzać” Panu Bogu…
Przebaczenie. To temat rzeka, o którym mówi się bardzo wiele, nad którym wielu się wzrusza, zwłaszcza oglądając wymowne spotkanie Jana Pawła II z Ali Agcą, ale tak naprawdę niewielu to przebaczenie realizuje, mimo początkowych, entuzjastycznych chęci. Prymas Wyszyński powiedział kiedyś, że „przebaczanie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej.” Ciężko stawać przed Tym, który umarł za każdego grzesznika, który troszczy się o każdego i na każdym mu zależy, jeśli my sami nie jesteśmy w stanie przebaczyć, a raczej bardziej nie chcemy odpuścić naszym winowajcom. Wydaje się, że najboleśniejsze rany zadają nam Ci, których najbardziej kochamy i spodziewamy się ich wparcia: rodzice, przyjaciele, bliscy naszemu sercu, a także ci, na których nam zależy i którym sami zawsze świadczyliśmy dobro, nawet własnym kosztem. Ciężko przebaczyć i co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Pytanie jednak jest inne, nie czy przebaczyłem, ale czy CHCĘ PRZEBACZYĆ! Nie łudźmy się, nie jesteśmy moralnymi herkulesami, ale jak to powiedział Sir John Brannox (Jan Paweł III) w serialu HBO „Nowy papież” – „ jestem człowiekiem kruchym i delikatnym, jak porcelana, (…) nie człowiekiem ze stali.”
Chrystus naprawdę nas rozumie – rozumie, że ciężko nam zapomnieć o osobistych urazach, niezrealizowanych marzeniach, ranach, które ciągle ropieją i przeszkadzają nam w osobistym rozwoju. Wystarczy, żebyśmy chcieli przebaczać naszym winowajcom, wyrażali chęć wprowadzenia pokoju w nasze relacje, odrzucali bluźniercze przekleństwa i zaczęli życzyć wszystkiego dobrego tym, którzy nie zawsze są na tyle prawdziwi i pokorni, by poprosić o przebaczenie. Zauważmy, że Chrystus na krzyżu prosił o przebaczenie dla tych, którzy nie chcieli tego daru łaski, w ogóle nie potrzebowali go i było to dla nich naprawdę obojętne (Łk 23,24a). „Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: “Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać”(J 15,20). Nie będzie z nami lepiej, niż było z naszym Mistrzem, ale nie zapominajmy, że Jego miłość zwyciężyła świat, a ze zbawczych owoców Jego męki korzysta cała ludzkość, szukając przebaczenia i miłosierdzia w przebitym Sercu Zbawiciela.
Ojcze, święć się Imię Twoje!
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień”.
Kl. Piotr Leśniak