W Ewangelii Łukaszowej towarzyszymy Jezusowi w Jego drodze do Jerozolimy. W rozdziale 11 możemy zaobserwować dużą dynamikę opisu. Jezus uczy swoich uczniów modlitwy do Ojca, wyrzuca złe duchy, jest niezrozumiany przez tłumy, a od dzisiaj przez trzy dni będziemy spotykać Go wygłaszającego znamienne „biada” pod adresem faryzeuszów.

Egzegeci zauważają w dzisiejszym fragmencie bardzo ciekawą rzecz. Łukasz przedstawił nauczanie Jezusa podczas uczty na styl grecki. W starożytności stanowiła ona okazję do tego, aby mędrzec przedstawił swoje poglądy jako gość honorowy. Prawdopodobnie była to kolacja przy suto zastawionym stole. Faryzeusz, chcąc podjąć tematy ważne, zaprosił Jezusa, jako „specjalistę”, do swojego domu. Wydaje się, że był otwarty na to, co ma do powiedzenia Mistrz z Nazaretu. A Mistrz co zrobił, kiedy przyszedł? Od razu złamał nakaz zawarty w Księdze Wyjścia (Wj 19,6) o czystości rytualnej, tak, jakby prowokował faryzeusza. Po kontakcie z osobami nieczystymi, a takimi były osoby opętane, należało przynajmniej obmyć ręce, a Jezus idzie prosto do stołu. Zdziwienie faryzeusza staje się pretekstem do krytyki postawy faryzeuszów, jakże często niestety spotykanej wśród nas, w XXI wieku.

Po raz kolejny ta grupa społeczna – faryzeusze – jest stawiana jako antyprzykład. Mamy nie robić tego, co oni robią, czyli nie możemy zaniedbywać naszego wnętrza, stawiając wyżej aspekty powierzchowne, cielesne, przyziemne. Stańmy jednak na chwilę w roli obrońców owego faryzeusza, bądźmy przez chwilę jak on. Zaraz! Stanąć w opozycji do tego, co mówi Jezus?! Spokojnie, seminarium nie kształci heretyków. Spróbujmy dostrzec z miłości do człowieka, to, co w nim jest dobre. Faryzeusz był otwarty na to, co zapewne słyszał o Jezusie i Jego naukach. Chciał Go poznać osobiście. Nie zamknął się w swoim stereotypowym myśleniu. Zaprosił człowieka, którego szanował i chciał podjąć z Nim dyskusję. Co ważniejsze, zachowywał się przy Nim naturalnie, nie próbował niczego ukryć. Łukasz nie zanotował, że chciał on Jezusa wypróbować czy „złapać na słowie”. Jego naturalna reakcja, nieudawana, staje się początkiem zbawiennej nauki, która może ocalić życie nie tylko gospodarza, ale wszystkich z jego grupy społecznej.

Na czym zatem polegała wina faryzeusza? Jezus ewidentnie krytykuje tutaj to, co wykonujemy na „pokaz”. Czynności może i dobre, może i zgodne z rytuałami, ale nie mające nic wspólnego z naszym wnętrzem. Dobrze wiemy, że poprawność i przepisowość chrześcijańska, często nie idzie w parze z troską o czystość i wolność naszych serc, z miłością siebie, Boga i bliźnich, stając się narzędziem do prześladowania. Jezus wyraźnie przypomina, że to Bóg jest Stwórcą zarówno ciała człowieka, jak i wnętrza. Chrystus piętnuje tutaj „rozstrojenie” tych dwóch elementów, które powinny współgrać, wydając piękne dźwięki. Zatem u faryzeusza powstał pewien „fałsz”. Pomimo tego, że był otwarty i szczery, to według Jezusa wymagał „dostrojenia”, bo brakowało mu hojności i sprawiedliwości, przykładania do wszystkich jednej miary, także i do siebie samego. Brakuje mu połączenia porządku czysto materialnego z rozwijaniem tego co nadprzyrodzone, z rozwojem wiary, nadziei i miłości. Czy i my ostatnimi czasy, kiedy zmagamy się z pandemią, nie poszliśmy śladami faryzeuszów? Bo jak inaczej nazwać spory o kult liturgiczny, o poprawność rytualną, o zgodność z przepisami prawnymi, o postępowanie tego czy innego człowieka, często bezpodstawnie potępiając go, za takie czy inne przekonania, decyzje, a nie pomagając mu dostrzec pewnych braków, które każdy ma. Greckie słowo afron, które zostało użyte przez św. Łukasza, oznacza głupców, ale takich, którzy nie potrafią myśleć, nie potrafią korzystać z daru rozumu i dostrzec darów miłości Boga.

Możemy odczytywać z tego tekstu zaskakującą wskazówkę, jakiej Jezus udziela. Mamy iść i rozdawać jałmużnę. Ale jałmużnę inną niż zwykle. Mamy dzielić się bogactwem swojego wnętrza. Mamy być jak faryzeusz z dzisiejszej Ewangelii – otwarci na drugiego człowieka. Lecz nie jak faryzeusze, otwarci tylko po to, aby wykazać błąd, ale po to, by podzielić się miłością.

Czym ja się dzisiaj podzielę z osobami, które spotkam, z którymi współpracuję lub wspólnie żyję? Czy mam coś w skarbcu swego serca, co zachęci ich, aby zaprosili Jezusa jako najważniejszego gościa dnia? Czy tylko przypomnę im o ich błędach i potknięciach?

Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to Pan rzekł do niego: «Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste».

(Łk 11,37-41)

Michał Krasowski


Opracowano na podstawie:

ks. Franciszek Mickiewicz SAC Nowy Komentarz Biblijny. Nowy Testament. Ewangelia wg. św. Łukasza. Rozdziały 1-11 (Tom III – część 1), Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2011.